Port Lotniczy Lublin od miesiąca jest zamknięty pogłębiając swoje straty. Czy spółka, do której udziałowcy, czyli miasto Lublin i Samorząd Województwa, a de facto my, podatnicy, dokładamy co roku po 30 mln złotych, próbuje coś zrobić, by je ograniczyć? Może zmniejszyła wynagrodzenia zarządu, wysłała pracowników na urlopy, a może rozwiązała jakieś umowy, czy wręczyła wypowiedzenia? Na razie – jak dowiadujemy się w porcie – spółka cały czas analizuje sytuację…
Ostatni samolot pasażerski wylądował Świdniku 15 marca. Do tego czasu w marcu PLL odprawił niespełna 10 tysięcy pasażerów, a od początku roku 59 tysięcy. Kiedy ponownie wznowiony zostanie ruch lotniczy, jak będzie wyglądała siatka połączeń, tego nie wie nikt, bo pandemia koronawirusa zdemolowała lotniczy rynek na całym świecie. Dla PLL, który w normalnych warunkach poprzednie lata kończył na ok. 30 mln. minusie, każdy kolejny tydzień przestoju oznacza dodatkowe, olbrzymie straty finansowe.
Dotąd cierpliwie pokrywali je główni udziałowcy, czyli miasto Lublin i Samorząd Województwa Lubelskiego, bo podejmując decyzję o powołaniu spółki i budowie lotniska, wszyscy byli świadomi, że trzeba będzie do niej dokładać, ale i tak będzie to z korzyścią dla gospodarki regionu. Nikt nie był jednak przygotowany na straty, jakie przyniesie obecna sytuacja.
Oszczędzanie przez analizowanie…
Port w zasadzie od miesiąca nie ma żadnych przychodów, a ponosi koszty związane z utrzymaniem lotniska w minimalnej gotowości operacyjnej i z wynagrodzeniami pracowników oraz zarządu. To w sumie ok. 240 osób…
Ciąg dalszy artykułu jest dostępny w wydaniu PDF z 20.04.2020 r.
Doskonale rozumiemy, że sprzeczne informacje, fake newsy i plotki mogą wywoływać obawy. Cenimy Twój spokój, dlatego u nas dostaniesz tylko sprawdzone wiadomości i rzetelnie przygotowane materiały.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS