„Twoja śmierć będzie taka jak Twoje życie” – miała napisać słynna astrolożka, w zrobionym na zamówienie horoskopie. I jest to wróżba sformułowana bardzo sprytnie, bo w obliczu życia Leopolda Tyrmanda, można się było po tej śmierci spodziewać dosłownie wszystkiego.
Król bikiniarzy, playboy, guru jazzu i kontestator komunistycznej władzy, a przede wszystkim autor Złego, stały bywalec salonów i gwiazda warszawskich kręgów artystycznych lat pięćdziesiątych – taki obraz Leopolda Tyrmanda szersza publiczność zna bardzo dobrze. W dużej mierze jest on zgodny z prawdą, ale jednocześnie jest obrazem fragmentarycznym – to zaledwie wycinek nadzwyczaj bogatej, trwającej sześćdziesiąt pięć lat, opowieści, której akcja toczy się w kilkunastu państwach, na tle burzliwej historii dwudziestego wieku. Marcel Woźniak w nowej Biografii Leopolda Tyrmanda nie pomija niczego. Z detektywistyczną dokładnością śledzi losy pisarza – od narodzin po nagłą śmierć. A nawet nieco dłużej.
Początki tej opowieści sięgają końca osiemnastego wieku, kiedy austriacki cesarz nakazuje żydom przyjąć nowe, niemiecko brzmiące nazwiska. Los zadecydował, że to nadane przodkom polskiego pisarza wymyślił inny literat – pracujący wówczas jako urzędnik, E.T.A. Hoffmann – autor bajki Dziadek do orzechów. To jedynie ciekawostka, w kontekście historycznego śledztwa, które przeprowadził Woźniak. I chyba można mu pogratulować skuteczności, skoro samemu Tyrmandowi, który nieraz zastanawiał się nad pochodzeniem i znaczeniem swojego nazwiska najprawdopodobniej nigdy nie udało się tej zagadki rozwikłać.
Skrupulatność i reporterska wnikliwość pozwoliły autorowi Biografii… odpowiedzieć na wiele pytań, które frapowały nie tylko Tyrmanda, ale też rodzinę pisarza i badaczy jego twórczości. Jak mówi w przedmowie do książki Matthew, syn Leopolda: „Marcel odnalazł tak wiele: zdjęcia i wspomnienia z Wilna, listy więźniów obozu, cenne dokumenty i korespondencję”, a co więcej te wyjątkowe znaleziska potrafił bardzo zręcznie złożyć we wciągającą całość. Chociaż Biografia… jest naszpikowana skanami dokumentów i rękopisów, cytatami z listów i wypowiedzi na panelach dyskusyjnych tekst czyta się bardziej jak dobrze skonstruowaną powieść niż beznamiętną, naukową publicystykę. Przy tym nie można książce odmówić rzetelności i precyzji tej drugiej. Każdy trop pociągnięty jest do końca, nawet ten, który okazuje się bezowocny – chociażby prześledzenie roczników „Sportu Polskiego”, by dotrzeć jedynie do przypuszczenia, że za pseudonimem relacjonującego mecz Polska-Francja Lou-Lou kryje się Tyrmand. Wbrew pozorom te ślepe zaułki i stawiane w ich obliczu hipotezy nie tworzą poczucia jałowości podjętych przez Woźniaka wysiłków. Dają czytelnikowi pewność, że żaden wątek nie został przedwcześnie porzucony czy potraktowany po macoszemu, a o kwestiach w książce nierozwiązanych po prostu jednoznacznie orzec się nie da. Z drugiej strony dzięki tej szczegółowości z Biografii Leopolda Tyrmanda wyłania się niezwykle plastyczny i niemal namacalny obraz świata, którego już nie ma. Co rusz pojawiają się wzmianki o języku jakim posługiwali się przedwojenni gimnazjaliści, fotograficzne opisy warszawskich ulic, tak dobrze znane wielbicielom Złego, a wszystko nie po to by zasypać czytelnika ogromem faktów, ale pozwolić mu zobaczyć co kształtowało świat wewnętrzny Leopolda Tyrmanda i zrozumieć go w najprostszy, ludzki sposób.
Znajdą się też w książce wątki kontrowersyjne, które przyjaciołom i fanom pisarza często niełatwo było zrozumieć, jak rzekomy „zwrot w prawo”, który warszawski bon vivant miał wykonać po przeprowadzce do USA czy kwestia współpracy Tyrmanda z prosowiecką gazetą, jeszcze w czasie wojny. Woźniak nie unika trudnych pytań i próbuje na nie odpowiedzieć. Nie rości sobie przy tym praw do ostatecznych rozstrzygnięć, a co najważniejsze – niezależnie od treści formułowanych wniosków, próbuje zrozumieć. Analizuje kontekst, śledzi rozwój poglądów na przestrzeni lat, szuka spisanych uzasadnień samego pisarza, jednocześnie sprawdzając ile w tych tłumaczeniach autokreacji i przekory – dostarcza wszelkich danych by myśli i działania Tyrmanda dostrzec wyraźnie i w całym bogactwie odcieni. To niezwykle cenne, bo chociaż książka skupia się na jednostce jest też świadectwem historii, która często czarno biała nie jest. Przez pryzmat Tyrmanda obserwujemy losy XX-wiecznej Europy. To historia Żyda, który przeżył drugą wojnę światową, konspiratora, gwiazdy warszawskiej inteligencji lat 50-tych, wroga publicznego prześladowanego przez SB, polskiego pisarza na emigracji i krytyka kultury masowej.
W Biografii Leopolda Tyrmanda nie brakuje lekkości. To opowieść wielowymiarowa, w której historie wojenne opisywane są równie rzetelnie co anegdoty o początkach rodzimej sceny jazzowej. Dzięki temu czytelnik poznaje nie tylko fakty, poznaje przede wszystkim człowieka. Pełnego sprzeczności i pytań, ale też uwielbienia dla życiowego detalu, którego los raz prowadzi do obozu jenieckiego pod Oslo, a innym razem… na koncert Duke’a Ellingtona w Paryżu. A po latach znalazł się ktoś, kto postanowił, że trzeba o tym opowiedzieć. O życiu i śmierci, która miała być taka jak życie: zapisana.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS