Jeśli Jacek Kurski zostanie zdymisjonowany, prezydent podpisze ustawę przyznającą mediom publicznym niemal 2 mld zł rekompensaty – takie informacje – nieoficjalnie rzecz jasna- wypłynęły z Pałacu Prezydenckiego po spotkaniu Andrzeja Dudy z szefem Rady Mediów Narodowych. Wczoraj wieczorem plotka okazała się jak najbardziej prawdziwym faktem, co wywołuje lawinę komentarzy, hejtu i zawieruchę na rzadko notowaną skalę. Niepotrzebnie, ponieważ dla uważnego obserwatora sceny politycznej w Polsce taki scenariusz był jedynym możliwym, a dlaczego tak, postaram się wyłożyć w poniższym tekście.
Ustawa abonamentowa – która i wcześniej budziła emocje – nieoczekiwanie w połowie lutego stała się wygodnym orężem dla opozycji i sporym kłopotem dla PiS. Nawiasem pisząc, człowieka, który w gorącym i arcyważnym czasie kampanii wyborczej (celowanej w reelekcję Andrzeja Dudy) wpadł na pomysł procedowania tak kontrowersyjnej ustawy, należałoby publicznie wychłostać – za mega głupotę. No chyba, ze ten “ktoś” z pełną premedytacją wywołał zadymę, stawiając pod ścianą i prezydenta Dudę i prezesa Kaczyńskiego. Tak czy siak PiS władował się na minę, co nie pierwszy raz świadczy o – prawdopodobnie – otoczeniu prezesa, do którego z wyprzedzeniem swoje słowa skierował Marszałek: “Wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić”. Przypomnijmy sobie jednak jak to się zaczęło.
Wieczór 13 lutego 2020. PiS przegłosował ustawę, a triumfująca posłanka Joanna Lichocka na sali sejmowej pokazała opozycji środkowy palec. W ciągu 48 godzin jej gest zobaczył prawdopodobnie każdy, kto korzysta w Polsce z internetu. Już wcześniej marszałek Tomasz Grodzki zaproponował, by pieniądze przekazać na onkologię zamiast na państwowe media. Pomysł podchwyciły wszystkie siły opozycyjne i w Polskę poszedł przekaz: “PiS nie chce dać pieniędzy pacjentom z rakiem”. Ten komunikat tysiąckrotnie wzmocnił słynny palec Lichockiej.
To nic, że ten przekaz był/jest tak populistyczny, że zęby bolą i niczego bardziej populistycznego chyba nie da się już “sprzedać”. To nic, że palec Lichockiej – w porównaniu z incydentami będącymi kreatywnymi owocami “antypisowskiej myśli chamskiej”, prezentowanej w Sejmie i poza nim – to pikuś i szczegół wart tyle, ile zużyty bilet na tramwaj, to nic, że wiarygodność Grodzkiego równa się wiarygodności oszusta wyłudzającego kasę “na wnuczka”: palec i chorzy na raka zrobiły mniej więcej to samo, co słynne, biblijne trąby jerychońskie. Jedne zburzyły mury Jerycha, drugie zrobiły wyłom w murze “nowogrodzkim”, pokazując po raz enty, że kierownictwo PiS o zarządzaniu kryzysem nie ma zielonego pojęcia. Ów przekaz – w zestawieniu z ustawą – postawił też wyjątkowe wyzwanie dla prezydenta Dudy, który nieoczekiwanie znalazł się w zupełnie specyficznej sytuacji.
Przed feralnym gestem posłanki prezydent Andrzej Duda zapewne ustawę by podpisał, tak jak to robił w poprzednich latach. Bez specjalnego rozgłosu, nagłaśnianych nacisków i otoczki szantażu “podpiszę, jak odejdzie Kurski”. Teraz jednak podpis prezydenta okazał się sprawą najwyższej wagi. I wymagał szczególnego namysłu. Duda ma do ugrania dużo, ( do stracenia też), a sytuacja wykrystalizowała się tak, że mógł on upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu: w przypadku weta uśmiechnąć się szeroko do centrum i – stawiając się otwarcie prezesowi Kaczyńskiemu, który w tej sprawie nalegał – pokazać, że (jak powiada): “Czasem trzeba zatrzymać własny obóz”.
Pamiętać trzeba, że prezydent ma jeden fundamentalny cel: wygrać wybory prezydenckie, co wymaga zdobycia większej ilości głosów niż PiS, wygrywające nie tak dawno wybory parlamentarne. MUSIAŁ zatem nastąpić moment, w którym Andrzej Duda przestanie utwardzać twardy elektorat i zacznie uśmiechać się do centrum. I ten moment właśnie nastąpił. Weto wchodziło w grę, bo chociaż nie przyciągnęłoby do Dudy elektoratu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, czy Biedronia, ale mogło przekonać wyborców mniej zdecydowanych, dla którego propaganda TVP jest symbolem obciachu. A przynajmniej mogło go nie zniechęcić. Jednak w ogólnym bilansie głosów, które potrzebuje Duda, weto byłoby krokiem desperackim, czymś ostatecznym, czego Duda na pewno chciał uniknąć. Równocześnie chciał uniknąć “czystego” i bezkrytycznego podpisu ustawy, narażając się ( tuż przed wyborami) na hejt pod tytułem “notariusz i długopis prezesa Kaczyńskiego”. Prezydent mógł zrobić także unik i wysłać ustawę do TK, żeby Trybunał zbadał zgodność nowego prawa z konstytucją. To byłby jednak scenariusz połowicznego zatroskania: panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Prezydent pokazałby, że ma wątpliwości, ale zdejmuje z siebie ciężar decyzji. Opozycja straciłaby amunicję, ale polityczny koszt byłby nie do akceptacji: prezydent okazałby chwiejność i brak zdecydowania. Duda wybrał zatem rozwiązanie będące w istocie “miękkim wetem”, czymś w rodzaju sytuacji w rodzaju “zjeść ciastko i mieć ciastko”, co właściwie się udało. Z tego punktu widzenie dymisja Kurskiego to sukces Pałacu, chociaż za wcześnie jest wyrokować, czy ( i jak dalece) przełoży się to na sukces wyborczy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS