Pewnością jest to, że tureckie wojsko bardzo brutalnie i widowiskowo zaprezentowało możliwości budowanej konsekwentnie od lat floty swoich krajowych dronów. Są one od kilku dni głównym narzędziem ofensywy i wydają się naprawdę skuteczne. Zupełnie odwróciły one warunki, w jakich działały od lat siły reżimowe. Od traktowania nieba jako “swojego” i bezpiecznego, po chowanie się pod budynkami w obawie przed atakiem z góry.
Zamiast finału, jest kolejny akt
Sytuacja przybrała gwałtowny obrót, choć jeszcze tydzień temu mogło się wydawać, że syryjska wojna domowa jest bliska końca. Siły reżimu Baszara Asada wydatnie wspierane przez Rosjan systematycznie spychały rebeliantów (w większości zradykalizowane i radykalne formacje islamistyczne) broniących swojego ostatniego bastionu – prowincji Idlib przy granicy z Turcją.
Ankara od dawna dawała do zrozumienia, że nie pozwoli na tak po prostu pobicie wspieranych przez siebie rebeliantów. Pomimo tego reżim Asada, mający wsparcie Moskwy, postanowił to zignorować i kontynuował rozpoczętą w grudniu wielką ofensywę, przekraczając praktycznie wszędzie linię zawieszenia broni ustaloną w 2018 roku przy wydatnym współudziale Turcji.
Ankara musiała zareagować, więc na terytorium rebeliantów zaczęły napływać dostawy tureckiego sprzętu wojskowego i sami tureccy żołnierze. Oficjalnie w celu zapewnienia bezpieczeństwa tureckim obserwatorom, stacjonującym na linii zawieszenia broni. Siły reżimowe i Rosjanie zaczęli jednak atakować Turków bezpośrednio. Reakcja Ankary była ograniczona do odwetowych ostrzałów i retoryką, co być może rozzuchwaliło przeciwników.
27 lutego wieczorem doszło do wydarzenia przełomowego – w serii nalotów zginęło w krótkim czasie 33 tureckich żołnierzy. Przynajmniej oficjalnie. Nieoficjalnie według tureckich dziennikarzy ofiar mogło być znacznie więcej, nawet sto. Skoordynowany atak na kolumnę batalionu piechoty zmechanizowanej miały przeprowadzić dwie pary samolotów – syryjska i rosyjska. To spowodowało gwałtowną eskalację ze strony Turcji.
Pogrom z dystansu
W ciągu doby tureckie wojsko rozpoczęło operację “Wiosenna Tarcza” – zmasowany odwet wymierzony w syryjskie siły reżimowe. Sądząc po tempie i skali reakcji Turcy musieli być na to zawczasu przygotowani. Nad Idlib wleciał rój dronów, które same odpalały rakiety albo wskazywały cele dla pocisków, bomb i rakiet pochodzących z dział, wyrzutni i samolotów znajdujących się po tureckiej stronie granicy.
Szczegóły są dyskusyjne, ale najbardziej wiarygodni obserwatorzy wojny domowej w Syrii nie mają wątpliwości, że w ciągu dwóch kolejnych dób siły reżimowe poniosły bardzo ciężkie straty. Ogólnie luty ma być dla nich najgorszym, lub drugim najgorszym od początku wojny domowej. Głównie za sprawą uderzeń tureckiego wojska i wspieranych przezeń rebeliantów.
Autorzy bloga Oryx bardzo precyzyjnie śledzący straty stron wojny domowej w Syrii, skompilowali listę sprzętu utraconego przez reżim w ostatnich dniach:
35 czołgów, w tym 13 zdobytych przez rebeliantów w lokalnych ofensywach po lokalnym i chwilowym sparaliżowaniu sił reżimowych przez naloty.
19 bojowych wozów piechoty w tym 12 zdobytych przez rebeliantów.
29 dział samobieżnych i wyrzutni rakiet
10 śmigłowców i samolotów
Do tego kilkadziesiąt ciężarówek i samochodów.
Tureckie Ministerstwo Obrony oficjalnie twierdzi, że zabiło już ponad dwa tysiące żołnierzy sił reżimowych i zniszczyło: 2 samoloty, 1 drona, 8 śmigłowców, 103 czołgi, 19 bojowych wozów piechoty, 72 systemy artyleryjskie (działa, moździerze i wyrzutnie rakiet), 3 systemy obrony przeciwlotniczej i 56 różnych pojazdów opancerzonych.
Te liczby są częściowo wyższe niż podawane przez niezależnych obserwatorów. Nie ulega jednak wątpliwości, że tureckie uderzenie było zmasowane i poważnie przetrzebiło siły reżimu atakujące Idlib. Faktycznie było to rozpoczęcie wojny z syryjskim reżimem, choć formalnie nikt jej nie wypowiedział.
Zmiana reguł gry
Gwałtownej eskalacji w północno-zachodniej Syrii towarzyszy gwałtowna eskalacja wojny propagandowej. Tureckie wojsko podaje swoje być prawdopodobnie zawyżone liczby. Bezpośrednio po samym ataku z 27 lutego w Turcji ograniczono dostęp do sieci, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się informacji o krwawym ciosie, jaki otrzymało wojsko. Od tego czasu rząd oficjalnie grzmi o zdecydowanym odwecie i pomszczeniu “męczenników”.
Z drugiej strony syryjski reżim twierdzi, że “zamknął” przestrzeń powietrzną nad Idlib a w sieci pojawiły się twierdzenia o kilkunastu zestrzelonych tureckich dronach. Towarzyszy temu plotka jakoby o ich “wymieceniu” z powietrza przez rosyjskie myśliwce. Nie ma jednak na to potwierdzenia poza nagraniem zestrzelenia jednego drona w tą niedzielę i wraku innego, który spadł na ziemię w Idlib 25 lutego.
Turcy przyznają się do utraty jednego bezzałogowca i twierdzą, że w odpowiedzi zniszczyli syryjski system przeciwlotniczy, który go strącił. Przeprowadzono też uderzenia na bazę lotniczą i magazyny daleko za linią frontu.
Do tego tureckie myśliwce F-16 działające nad terytorium Turcji zestrzeliły w niedzielę dwa syryjskie bombowce Su-24 operujące po drugiej stronie granicy. Też w niedzielę Moskwa wydała niedwuznaczny komunikat, iż “nie może zapewnić bezpieczeństwa” tureckim maszynom, jeśli te znajdą się nad Idlib.
Fakt jest jednak taki, że pierwszy raz od początku wojny domowej żołnierze reżimu muszą z niepokojem spoglądać w niebo. Od lat to reżim i wspierający go Rosjanie panowali na nim niepodzielnie, praktycznie bezkarnie bombardując co tylko chcieli. Często cywili. Rutyną było zrzucanie ze zwykłych śmigłowców transportowych improwizowanych “bomb beczkowych”, czyli dużych pojemników wypchanych materiałami wybuchowymi oraz różnymi “dodatkami” mającymi robić za odłamki. Celność takiego ataku jest żadna, więc miały one znacznie jedynie terrorystyczne. Po zaangażowaniu się Turcji w ciągu kilku dni nad Idlib strącona dwa śmigłowce, prawdopodobnie wykonujące właśnie takie terrorystyczne naloty.
Ludzka fala wzbiera
Syryjski reżim nie ma samodzielnie możliwości odpowiedzieć Turkom. Jego jedyna nadzieja to Rosjanie. Ci jednak od początku tureckiej ofensywy trzymają się z boku. W czwartek ma dojść do spotkania prezydentów Recepa Erdogna i Władimira Putina. Wówczas wiele może się wyjaśnić.
Jedno jest pewne, najpierw ofensywa sił reżimu a teraz turecka kontrofensywa, zamieniły Idlib w scenę intensywnych walk. Według ONZ od początku walk w grudniu swoje domy opuściło około miliona ludzi. To największy tego rodzaju jednorazowy eksodus od początku wojny. Zdecydowana większość ucieka ku granicy z Turcją, gdzie gnieździ się prowizorycznych miasteczkach namiotowych w bardzo ciężkich warunkach. Dla tysięcy nie starcza nawet namiotów, przez co rodziny z małymi dziećmi muszą spać pod gołym niebem mimo mrozu i śniegu. Organizacje pozarządowe określają sytuację mianem katastrofalnej. Pisaliśmy o tym już wielokrotnie.
W ostatnich dniach Erdogan po raz kolejny oskarżył Unię Europejską o ignorowanie katastrofy humanitarnej w Syrii i nie udzielanie odpowiedniego wsparcia Turcji, która przyjęła już 3,6 miliona Syryjczyków. Turecki prezydent dodał, że wydał polecenia otwarcia tureckiej granicy z Grecją. Służby przestały powstrzymywać osoby chcące przedostać się do UE. Grecy donoszą, że zaowocowało to falą tysięcy imigrantów starających się przedostać na ich terytorium. Doszło do starć na granicy, w których zginął Syryjczyk. Tureckie władze same wykonują i rozpowszechniają nagrania postępowania greckich pograniczników.
Sytuacja jest podobna do tej w 2015 roku, która zaowocowała falą migrantów napływających do UE i wywołujących poważne napięcia społeczne.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS