Dla piłkarzy Lechii Kielce to jeden z najmniej przyjaznych terenów w całej Ekstraklasie. Po raz ostatni zdobyli tam komplet punktów ponad siedem lat temu – we wrześniu 2012 roku. Zespół prowadzony wówczas przez Bogusława Kaczmarka wygrał 1:0 po bramce Ricardinho. Od tego czasu gdańszczanie pięć razy przegrali i tylko raz zremisowali.
Trener Lechii Piotr Stokowiec zgodnie z zapowiedziami przeprowadził w składzie roszady po słabiutkim meczu z Lechem. Karola Filę, który zobaczył w Poznaniu czerwoną kartkę (za dwie żółte, dlatego młodzieżowy reprezentant Polski mógłby w Kielcach zagrać i znalazł się w kadrze meczowej), zastąpił na prawej obronie Rafał Kobryń. Natomiast w miejsce permanentnie zawodzącego Jaroslava Mihalika wstawiony został debiutujący w Ekstraklasie Omran Haydary.
Afgańczyk od początku miał wielką ochotę do gry, szukał wolnych przestrzeni często schodząc do środka, był dynamiczny. Jednak w decydujących momentach brakowało mu precyzji – czy to przy strzale, czy podaniu. Szczególnie po kapitalnym przerzucie Filipa Mladenovicia, po którym Haydary miał przed sobą już tylko bramkarza Korony Marka Kozioła, ale źle przyłożył stopę i piłka minęła słupek.
Świetną okazję zmarnował też biegający po drugiej flance Conrado. Brazylijczyk, właśnie po akcji Haydarego, ładnie znalazł się w polu karnym, jednak strzelając gorszą, prawą nogą nie trafił w bramkę.
Do 123 razy sztuka!
W tym momencie było już 1:0 dla Lechii, gdyż ta ma w składzie niezawodnego Flavio Paixao. Po rzucie rożnym Mladenovicia Portugalczyk skierował piłkę do bramki po strzale głową i był to dziewiąty kolejny ligowy gol Lechii zdobyty przez jej kapitana. Niesamowite!
Przy okazji gdański zespół przełamał zawstydzającą serię. Dopiero przy 123 rzucie rożnym egzekwowanym w tym sezonie, wreszcie udało się zdobyć bramkę i był to w ogóle pierwszy gol po stałym fragmencie gry ze stojącej piłki (w jesiennym meczu z Legią Warszawa udało się to po aucie). Co ciekawe, w tym momencie ostatnią drużyną bez gola po rzucie rożnym została… Korona.
Gospodarze, głównie ze względu na wysoki i konsekwentny pressing Lechii, mieli duże problemy z przedostaniem się w pole karne rywala. Największym zagrożeniem była bomba Petteri Forsella z ponad 30 metrów, którą końcami palców na poprzeczkę zbił Dusan Kuciak. To była kolejna fantastyczna interwencja Słowaka znajdującego się obecnie w niesamowitej formie.
Kara za minimalizm
Lechia dowiozła prowadzenie do końca pierwszej połowy, ale już koło 35. minuty tradycyjnie objawiła się najbardziej irytująca cecha drużyny Piotr Stokowca – minimalizm. Zamiast kontynuować swoją grę, jego zawodnicy postanowili głęboko wycofać się pod własną bramkę. Od tego momentu gol dla Korony wisiał w powietrzu.
Co prawda tuż po po przerwie dwie znakomite sytuacje zmarnowali Haydary (po podaniu Tomasza Makowskiego) oraz Flavio (w dziecinny sposób ograł Ivana Marqueza), jednak dominacja gospodarzy z każdą minutą była coraz większa. Mecz zaczął przypominać to co tydzień wcześniej działo się w Poznaniu (w sumie piłkarze Korony oddali w całym spotkaniu aż 29 strzałów).
Znów niesamowitą bombę z rzutu wolnego posłał Forssell i znów piłka zatrzymała się na poprzeczce. Świetne okazje mieli też Matej Pucko i ponownie Forssell, ale kapitalnie bronił Kuciak. W końcu gospodarze dopięli swego – Bojan Cecarić zagrał do Michala Papadopulosa, a Czech z najbliższej odległości dopełnił formalności. To była konsekwencja niezrozumiałego zachowania zespołu Lechii, który w pewnym momencie właściwie przestał grać i zaczął popełniać sporo błędów w defensywie.
Dopiero w tym momencie trener Stokowiec zdecydował się na zmiany – dodajmy spóźnione, szczególnie w przypadku gasnącego w oczach z każdą minutą Conrado (zastąpił go debiutujący w Lechii Rafał Pietrzak).
Kluczowa zmiana Kubickiego
Po zdobyciu bramki Korona wciąż atakowała, ale już nie tak zdecydowanie. Goście powoli wracali do równowagi i stopniowo odsuwali grę od swojej bramki. Pytanie, czemu dopiero po stracie gola?
Im bliżej końca meczu, tym Lechia znów coraz bardziej przejmowała inicjatywę. Świetną zmianę dał wracający po długiej przerwie spowodowanej kontuzją barku Jarosław Kubicki. Uporządkował grę w środku pola i co ważne zaliczył asystę przy zwycięskiej bramce Macieja Gajosa. Kubicki ładnie rozegrał piłkę z Flavio – ten wcześniej skiutecznie o nią powalczył – i idealnie dograł do pomocnika Lechii, któremu pozostało tylko przyłożyć nogę. To dopiero drugi ligowy gol Gajosa w tym sezonie, co ciekawe pierwszego również strzelił Koronie.
Zatem gdański zespół zdobył niezwykle ważne trzy punkty, choć do stylu znów można mieć zastrzeżenia. Poniósł też jednak dużą stratę przed środowym meczem z Legią Warszawa – za żółte kartki pauzować w nim bowiem będzie filar obrony Michał Nalepa.
Korona Kielce – Lechia Gdańsk 1:2 (0:1)
Bramki: Papadopulos (61.) – Flavio Paixao (18.), Gajos (89.)
Korona: Kozioł Ż – Spychała, Kovacević CZ, Marquez, Pacinda – Cebula (42. Papadopulos), Zalazar (88. Theobalds), Forsell Ż, Radin, Pucko – Cecarić.
Lechia: Kuciak Ż – Kobryń, Nalepa Ż, Maloca Ż, Mladenović Ż – Tobers Ż, Makowski (80. Kubicki) – Haydary (69. Saief), Gajos, Conrado Ż (62. Pietrzak) – Flavio Paixao.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS