Przy uczciwym podejściu do konkretnych spraw widać, że trzeba by napisać książkę, aby odkręcić przeinaczenia zawarte w jednym krótkim tekście. Oto na przykład pojawiła się na Salonie24 notka pt. „Energetyka: Japonia idzie w ślady Polski?” (*). Autor powtórzył twierdzenia znalezione w sieci bez głębszej refleksji nad źródłami informacji.
Tekst dotyczy Japonii, która najwyraźniej postanowiła wybudować nowe elektrownie węglowe bez oglądania się na globalne ocieplenie, Gretę Thunberg i Porozumienie Paryskie. Autor twierdzi, że jest to wbrew tendencjom w innych rozwiniętych krajach. To prawda, tylko że częściowa.
Owszem, Stany Zjednoczone odchodzą od elektrowni węglowych, tylko że nie ze względu na płomienne przemówienie Grety Thunberg, a z powodów czysto ekonomicznych. USA na przestrzeni ostatnich lat przekształciły się z importera gazu ziemnego w eksportera. Taka sytuacja musiała znaleźć odzwierciedlenie w energetyce. Zamiast równać z ziemią Appalachy przy odkrywkowym wydobyciu węgla, skupiono się na znacznie czystszym gazie, który jednak w procesie spalania też generuje dwutlenek węgla. Poza tym postawienie energetycznego bloku gazowego trwa pół roku w porównaniu do minimum trzech, a zwykle pięciu lat potrzebnych do wybudowania jednostki węglowej. No i blok gazowy uruchamia się w przeciągu dwudziestu-trzydziestu minut, podczas gdy blok węglowy tej samej mocy potrzebuje jakichś pięciu godzin na uruchomienie. Przypomina to sytuację z centralnym ogrzewaniem w prywatnych domach – rozpalanie pieca węglowego vs. gazowego.
W tym samym kierunku, choć inną drogą, podążają Niemcy. Oni co prawda nie odkryli nowych złóż gazu, ale budują już drugą nitkę Nord Stream. Z jakiegoś powodu nie zaniechali również budowy nowych kopalń i elektrowni węglowych.
Japonia nie ma dostępu do dużych ilości gazu, może jednak sprowadzić tani węgiel z Australii. Dlaczego jednak w ogóle inwestuje w energetykę węglową zamiast skupić się na źródłach odnawialnych? To jest właśnie kluczowy problem, który bywa regularnie pomijany w tekstach o energetyce.
Otóż współcześnie prawie żaden system energetyczny nie może bazować wyłącznie na źródłach odnawialnych. Dlaczego? Bo źródła odnawialne silnie zależą od warunków środowiskowych. Główne źródła to wiatr i słońce. Nie trzeba zaawansowanej wiedzy z zakresu fizyki, żeby się zorientować, że wiatr wieje „kędy chce”, a słońce nie świeci w nocy i pochmurne, zimowe dni. System musi mieć zatem zabezpieczenie, które skompensuje niedobory energii ze źródeł odnawialnych. I to zabezpieczenie musi umożliwiać włączenie i wyłączenie niezależnie od pogody, pory dnia i roku.
Taka na przykład Dania ma mnóstwo wiatraków postawionych na lądzie i na morzu. Mimo tego wybudowała potężne zbiorniki z zapasami oleju. W razie niedoborów od razu zaczyna spalać ten olej i generować CO2, żeby tylko Duńczykom nie zabrakło prądu do zasilania smartfonów. W końcu, ile osób używa telefonów w trybie maksymalnego oszczędzania energii? Margines.
Pewnie, pięknie byłoby ograniczyć się wyłącznie do energii odnawialnej, ale to nie takie proste. Jeszcze nie teraz. Energię trudno magazynować ze względu na potężne straty. Przeciętny układ magazynowania zwraca jakieś dwadzieścia procent przejętej energii. To nie problem, jeśli zasilanie idzie z energii odnawialnej, jednak im dłuższy czas przechowania energii, tym większe straty. Tym samym trzeba obstawiać coraz to większe pola wiatrakami i ogniwami fotowoltaicznymi.
No i wreszcie koszty technologii dla źródeł odnawialnych. Wspomniany na początku tekst powołuje się na naukowe analizy (** i ***), które stwierdzają, że za dwa lata japońskie elektrownie węglowe staną się mniej opłacalne od źródeł odnawialnych. Dlaczego? No cóż, tego akurat próżno szukać w tych „naukowych” opracowaniach. Przestaną być opłacalne, bo tak. No może dlatego, że rząd wprowadzi regulacje faworyzujące odnawialne źródła energii. Albo dlatego, że elektrownie węglowe staną się przestarzałą technologią ze względu na postępujące globalne ocieplenie – według dziwacznych, pseudonaukowych wyliczeń. Jeżeli ktoś chce zgłębić ten temat, to można zacząć od tej notki (****).
To wszystko nie ma znaczenia, dopóki nie chodzi o Polskę. Polska nie ma ani takich warunków wiatrowych, jak Szwecja i Norwegia, ani słonecznych jak Hiszpania czy Kalifornia. Już teraz, wg raportów Urzędu Regulacji Energetyki, sprowadzamy z krajów ościennych, głównie Niemiec, pomiędzy 5 a 10 procent dziennego zapotrzebowania na energię elektryczną, żeby spełnić wyśrubowane europejskie normy. A polskie elektrownie stoją, ewentualnie pozostają w trybie oczekiwania z możliwością natychmiastowego podjęcia pracy (za to też płacą).
Jeżeli Polacy dalej pozwolą się okłamywać, to zamiast sensownego bilansu w polskiej energetyce i równowagi między źródłami odnawialnymi i tradycyjnymi, skończy się na koszmarnie wysokich rachunkach za energię elektryczną.
*
https://www.salon24.pl/u/ciezkieczasy/1017975,energetyka-japonia-idzie-w-slady-polski
**
https://www.carbontracker.org/reports/land-of-the-rising-sun/
***
https://www.carbontracker.org/resources/terms-list/#stranded-assets
****
https://www.salon24.pl/u/noseofthebeholder/980313,ekologiczna-pseudonauka-do-mydlenia-oczu
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS