Niestety, ostatni test przeprowadzony przez Boeinga w dniu 20 grudnia 2019 roku prawie zakończył się katastrofą. Pojazd miał dotrzeć do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, ale tuż po rozpoczęciu lotu, nastąpił problem z zegarem, który był nieprawidłowo ustawiony, w rezultacie czego kapsuła CST-100 spaliła zbyt dużo paliwa, by samodzielnie dotrzeć do kosmicznego domu.
Chociaż władze amerykańskiego koncernu lotniczego nie były zadowolone z przebiegu misji, to jednak po nim oświadczyły, że najważniejsze, iż kapsuła nie eksplodowała. Teraz okazuje się, że błędów w oprogramowaniu było o wiele więcej i są one na tyle niebezpieczne, że mogą poważnie zagrozić bezpieczeństwu astronautów. NASA zapewnienia Boeinga nie wystarczą. Agencja nie może dopuścić do zaniedbań. Mieliśmy już takie sytuacje w przyszłości, w przypadku katastrofy Challengera czy Columbii.
Ale to nie wszystko. Dokładne testy wewnętrzne pokazały, że silniki, które mają za zadanie odsunąć kapsułę podczas jej cumowania do kosmicznego domu, mogą zawieść. Jeśli nie zadziałają one w rzeczywistości, to może to nie tylko stworzyć zagrożenie dla samej załogi kapsuły, ale również dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Oznacza to jedno, następne kilka miesięcy agencja będzie prowadziła śledztwa w sprawie wynikłych błędów, więc nie ma szans, by Boeing wysłał załogę na Międzynarodową Stację Kosmiczną szybciej od SpaceX. Ta informacja cieszy, ponieważ Boeing to potężny moloch, któremu przydałaby się generalna restrukturyzacja. Koncern otrzymał od NASA gigantyczne fundusze na realizacje wielu strategicznych przedsięwzięć, a ta sytuacja jest najlepszym dowodem na to, że wszystko to jest marnowane w wyniku poważnych i świadomych zaniedbań ze strony zarządu.
Źródło: GeekWeek.pl/NASA/SpaceX/Boeing / Fot. Boeing
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS