Stany Zjednoczone postanowiły rozmieścić w Izraelu baterię systemu obrony przeciwrakietowej Terminal High Altitude Area Defense (THAAD). Ma ona zapewnić wsparcie podczas spodziewanego irańskiego ataku odwetowego na Izrael, mającego nastąpić po tym, jak Państwo Żydowskie samo dokona własnego odwetu za atak z 1 października. Wraz ze sprzętem do Izraela trafi około stu żołnierzy.
Będzie to pierwsze rozmieszczenie większej liczby amerykańskich żołnierzy w Izraelu od rozpoczęcia wojny w Strefie Gazy. Nie będzie to jednak pierwsze użycie operacyjne systemu THAAD na terytorium państwa sojuszniczego. Jeszcze kilka lat temu bateria tego systemu stacjonowała na terenie bazy lotniczej Al‑Amir Sultan w Arabii Saudyjskiej i broniła przestrzeni powietrznej nad królestwem. Rozmieszczono ją tam po atakach Hutich na instalacje wydobywcze w 2019 roku.
Nie będzie to też zresztą pierwsza obecność THAAD‑a w Izraelu. Wiosną 2019 roku jedną baterię wysłano do tego kraju na ćwiczenia. Wreszcie – nie po raz pierwszy amerykańscy przeciwlotnicy będą bronili izraelskiego nieba z terytorium Izraela. W 1991 roku podczas wojny w Zatoce Perskiej batalion przeciwlotniczy wyposażony w system Patriot został rozmieszczony w Izraelu, aby przechwytywać irackie taktyczne pociski balistyczne, którymi Saddam Husajn chciał wciągnąć Państwo Żydowskie do wojny i spowodować rozłam koalicji.
System THAAD przechwytuje i niszczy za pomocą energii kinetycznej pociski balistyczne podczas końcowej (terminalnej, stąd nazwa) fazy lotu. Jego zdolność przechwytywania na dużych wysokościach redukuje skutki działania pocisków nieprzyjaciela, zanim dotrą one na ziemię, a niewybuchowe działanie kinetyczne minimalizuje ryzyko ich detonacji. Standardowa obsada baterii – złożonej z sześciu wyrzutni (po osiem pocisków), stacji radiolokacyjnej AN/TPY‑2 i pojazdów łączności – to 95 żołnierzy.
Według Baraka Rawida z serwisu Axios to Izraelczycy poprosili o rozmieszczenie systemu THAAD. Jest to odejście od promowanej przez premiera Binjamina Netanjahu doktryny, iż Izrael broni się sam. Prośba taka mogła mieć wymiar ściśle symboliczny, mogła być obmyślona jako sygnał pod adresem Iranu: USA i Izrael będą walczyć ramię w ramię, a współpraca będzie się raczej zacieśniała, a nie poluźniała. Ale sprawa może też mieć bardziej złowrogie drugie dno. Rawid spekuluje, że po ostatnim ataku zapasy efektorów systemów Chec i Kela Dawid mogą być na wyczerpaniu.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1600 złotych miesięcznie. Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują.
Konfliktom nie grozi zamknięcie, jeśli jednak nie dopniemy budżetu tą drogą, będziemy musieli w przyszłym miesiącu na pewien czas przywrócić reklamy Google.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
LISTOPAD BEZ REKLAM 99%
Analityk Aaron David Miller, cytowany przez The Washington Post, wyciąga z tej sytuacji prosty wniosek. Jego zdaniem Stany Zjednoczone wiedzą już, że izraelska operacja odwetowa będzie zakrojona na tak wielką skalę, iż Teheran będzie musiał odpowiedzieć. Niemniej wszystkie dostępne informacje wskazują, że wciąż nie zapadła decyzja o tym, co dokładnie stanie się celem ataku i kiedy on nastąpi.
Jak już pisaliśmy, Joe Biden przyznał kilka dni temu, że trwają rozmowy na linii Waszyngton–Jerozolima właśnie w sprawie uderzenia na instalacje naftowe. Najprawdopodobniejszym celem byłby terminal na wyspie Chark. Podczas wojny w latach 80. wyspa była regularnie atakowana przez Irakijczyków, co ostatecznie wymusiło przeniesienie punktu przeładunkowego ropy na oddaloną 450 kilometrów na południowy-zachód wyspę Sirri. Obecnie Chark znów odgrywa tę samą rolę co dawniej. Dla Iranu utrata tamtejszych instalacji byłaby wyjątkowo bolesnym ciosem, nawet bardziej teraz niż w latach 80.
Ale Reuters informuje, że państwa Zatoki Perskiej lobbują w Waszyngtonie przeciwko atakowi na instalacje naftowe. Obawiają się bowiem, że w takiej sytuacji Iran skieruje uderzenie odwetowe nie na Izrael, ale właśnie na Kuwejt, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Arabię Saudyjską. Nie są to zresztą obawy wyssane z palca. Według irańskich źródeł Reutersa kraje arabskie otrzymały takie ostrzeżenie wyrażone najzupełniej wprost.
Dla Waszyngtonu jest to potencjalnie straszna perspektywa, zwłaszcza w przededniu wyborów prezydenckich. Porażenie instalacji naftowych w Arabii Saudyjskiej i ZEA oznaczałoby skokowy wzrost cen ropy i globalny chaos, a potencjalnie nawet kryzys finansowy. Gdyby Bidenowi nie udało się zapobiec takiemu scenariuszowi, byłby to zapewne śmiertelny cios dla kampanii wyborczej jego wiceprezydentki Kamali Harris.
Poza tym Arabia Saudyjska, ZEA i Katar już zapowiedziały Waszyngtonowi, że nie pozwolą na przelot izraelskich samolotów w drodze nad Iran. W praktyce oznacza to, że jeśli maszyny Chejl ha-Awir spróbują lecieć tą drogą, będą ryzykowały zestrzelenie. Pozostaje więc jedynie droga nad Irakiem, co daje Teheranowi namiastkę gwarancji, iż uderzenie – jeśli będzie wymierzone w cele w głąb lądu – nie nadejdzie od strony Zatoki Perskiej.
Taka blokada utrudni też atak na Chark. Izraelskie samoloty musiałyby wlecieć nad Syrię i dalej nad Irak, aby wyskoczyć nad Zatokę Perską w pobliżu Umm Kasr. A potem musiałyby wracać tą samą drogą. Możemy się założyć, że proirańskie bojówki działające w Iraku odebrały w ostatnich tygodniach dostawy systemów przeciwlotniczych i nowych „rekrutów” wykwalifikowanych w ich obsłudze.
Izrael wciąż wykazuje gotowość do koordynacji planów z Amerykanami. Niewykluczone, że obecność THAAD‑a jest nagrodą za tę gotowość. Według informacji portalu The Times of Israel już w ubiegłym tygodniu Biden i Netanjahu osiągnęli porozumienie w sprawie ogólnego zarysu uderzenia na Iran, ale według Waszyngtonu plan, który przedstawili Izraelczycy, był nadal zbyt agresywny.
NBC News twierdzi, powołując się na amerykańskich urzędników, że w Izraelu zapadła już decyzja o tym, iż operacja odwetowa skupi się na dwóch kategoriach celów: wojskowych i energetycznych. Ta druga kategoria może oznaczać instalacje naftowe, ale może też chodzić na przykład o ataki na elektrownie.
Co z Ghaanim?
Odnotujmy na koniec ciekawe pogłoski na temat dowódcy długiego ramienia Pasdaranów, czyli Sił Ghods. Generał brygady Esmail Ghaani kilkanaście dni temu przybył z wizytą do Bejrutu, niemal na pewno po to, aby się spotkać z prawdopodobnym nowym sekretarzem generalnym Partii Boga, Haszimem Safim ad-Dinem. Szkopuł w tym, że Izrael akurat wtedy postanowił zapolować na Dina. 6 października gruchnęła wiadomość, jakoby Izrael zrzucił mu bombę na głowę akurat podczas spotkania z Ghaanim.
Po nalocie lokalna delegatura Sił Ghods miała stracić kontakt ze swoim pryncypałem. 7 października jego zastępca Iraż Masdżedi w końcu oświadczył, iż Ghaani ma się dobrze, ale nie odniósł się do doniesień, iż jego życie było zagrożone przez izraelski nalot. Tak czy inaczej Ghaani nie pokazywał się publicznie już od prawie dwóch tygodni. A teraz krążą wieści o… jego osadzeniu w areszcie domowym.
Wewnętrzna służba kontrwywiadowcza Pasdaranów rzekomo prowadzi śledztwo w sprawie udostępniania przez Ghaaniego informacji izraelskim służbom. Najprawdopodobniej nie chodzi tu o oskarżenie o zdradę, ale raczej o niekompetencję czy też niewłaściwą ochronę poufnych danych i kanałów łączności. To właśnie od Ghaaniego miały wyjść przecieki, dzięki którym Izraelczycy zdołali zabić wodza Hezbollahu Hasana Nasr Allaha. Podkreślmy jednak, iż na razie są to tylko plotki, choć ich źródłem jest zwykle nieźle poinformowana saudyjska Al‑Arabijja.
Missile Defense Agency
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS