Wszyscy związani z Chemikiem Police 20 kwietnia świętowali hucznie mistrzostwo Polski, ale zaraz potem Radosław Anioł – wtedy p.o. prezesa, a dziś prezes – i osoby mu pomagające wrócili do walki o uratowanie klubu. Głównym źródłem fatalnej sytuacji finansowej było wycofanie się głównego sponsora (jego wsparcie stanowiło aż 98 procent budżetu). Dodatkowym okazała się działalność byłego prezesa, w sprawie którego złożono niedawno zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Wyścig z czasem został wygrany, ale pewnych konsekwencji nie udało się uniknąć – większość siatkarek odeszła. Obecnie jest ich w składzie tylko 11 – najmniej w całej lidze – do tego głównie młodych. Trenerem został zaś 36-letni Dawid Michor, który zaczął teraz zbierać doświadczenie ekstraklasowe razem z częścią drużyny.
Agnieszka Niedziałek: Jeszcze kilka miesięcy temu udział pańskiego klubu w kolejnym sezonie Tauron Ligi stał pod wielkim znakiem zapytania, ale przystąpił do rozgrywek. I to jako LOTTO Chemik Police.
Radosław Anioł: Podpisanie umowy ze sponsorem tytularnym to nasz duży sukces. Ale cały czas pracujemy i walczymy o pozyskanie kolejnych partnerów, by mieć spokojną głowę na cały ten sezon.
O współpracy z marką Lotto należącą do Totalizatora Sportowego, tak potrzebnej pomocnej dłoni, klub poinformował oficjalnie w połowie września. Długa trwało dopinanie szczegółów?
Zaraz po zakończeniu poprzedniego sezonu zaczęliśmy pierwsze rozmowy i składanie ofert. Totalizator Sportowy to duże przedsiębiorstwo, więc takich spraw nie załatwia się z dnia na dzień. Przedstawiliśmy ofertę, przeszła ona przez wszystkie potrzebne działy i została zaakceptowana.
Czy to “Tak” było przełomowym momentem, w którym pomyślał pan z ulgą “Jesteśmy uratowani”?
Jak każdy prezes, cieszę się z umowy dopiero wtedy, kiedy jest już sfinalizowana. Co do poczucia, że klub został uratowany, to były dwa ważne momenty. Jednym było zielone światło od Polskiego Związku Piłki Siatkowej dotyczące przyznania licencji, a drugim zgoda Polskiej Ligi Siatkówki na dalsze występy w Tauron Lidze. Zdołaliśmy złożyć na czas wszystkie dokumenty w lipcu, a w sierpniu dostaliśmy decyzję Komisji Licencyjnej. Oczywiście, to licencja nadzorowana ze względu na zobowiązania finansowe z poprzedniego sezonu, które mamy wobec dawnych zawodniczek i sztabu szkoleniowego. Będziemy je sukcesywnie spłacać i dążyć do tego, by uregulować je do końca.
Gdy rozmawialiśmy tuż po zakończeniu rozgrywek 2023/24, to wspominał pan, że celem jest piramida sponsorska. Na ile udało się ją już stworzyć? Na stronie klubu pojawiły informacje o kilku nowych partnerach.
Cały czas działamy w tym kierunku. Prowadzimy rozmowy z mniejszymi i większymi firmami, by zwiększyć wsparcie finansowe klubu. Czasem są to partnerzy barterowi – dotyczy to np. ochrony, transportu i bagaży podróżnych. Budujemy wsparcie dla klubu dotyczące m.in. produktów, które na co dzień są nam potrzebne. Dla każdego partnera znajdzie się u nas miejsce, każdy jest na wagę złota. Dążymy do tego, by być prężnie działającą maszyną i myślimy też o dalszej przyszłości. Chcemy zatrzymać dotychczasowych partnerów i pozyskać nowych. Zdajemy sobie sprawę, że nastały ciężkie czasy nie tylko dla klubu, ale i dla biznesu. Dlatego też bardzo doceniamy wszystkich partnerów, którzy nam zaufali.
Czy obecne wsparcie sponsorów pozwala głównie na przetrwanie tego sezonu, czy umożliwia też na spłatę wspomnianych zobowiązań finansowych?
To duży zastrzyk finansowy, ale cały czas będziemy musieli walczyć o dodatkowych partnerów, by zrealizować podpisane kontrakty z obecnymi siatkarkami i uregulować zobowiązania wobec byłych. Rozmowy prowadzimy cały czas i budżet jest sprawą otwartą. Nie osiadamy na laurach. LOTTO to duża marka, ale nie można się opierać na jednej takiej współpracy. Nasze słowo-klucz, o którym wspominam od samego początku pracy w roli prezesa, to dywersyfikacja partnerów.
Nie sposób nie wspomnieć o komunikacie sprzed miesiąca – tym dotyczącym złożenia zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez pana poprzednika. Pod koniec kwietnia opowiadał mi pan o trudnym zderzeniu z rzeczywistością, gdy zyskał dostęp do klubowego konta bankowego. Po audycie doszły kolejne złe wieści?
Opublikowaliśmy komunikat i wolałbym szerzej tego nie komentować. Teraz sprawa jest po stronie prokuratury, do której został złożony wspomniany wniosek. Zaczęły się pierwsze przesłuchania, wszystkim zajmują się organy ścigania i za jakiś czas pojawi się pewnie kolejny komunikat. Ale już od strony prokuratury, a nie klubu.
Zapytam jeszcze tylko o jeden fragment komunikatu – ten z informacją o szkodzie majątkowej wynoszącej co najmniej 227 tys. zł, która jest efektem zawarcia dwóch fikcyjnych umów o pracę. Jest tam też stwierdzenie, że kwota może okazać się jeszcze większa. Takich fikcyjnych umów może być więcej?
Dochodzi jeszcze kwestia opłat cywilno-prawnych przekazywanych do wszystkich instytucji, bo w tych dwóch przypadkach byli to pracownicy zatrudnieni na etatach. Można sobie wyliczyć, ile będzie tu wynosiło pełne opodatkowanie. Teraz sprawą zajmuje się prokuratura, my dopiero później będziemy mogli zgłosić swoje żądania. Ile to może potrwać? Jak znam życie, to pewnie cztery-pięć lat. Ale teraz o tym nie myślimy, skupiamy się na bieżących sprawach klubu.
Poprzednio mówił mi pan, że będziecie chcieli oprzeć drużynę w nowym sezonie na doświadczonych zawodniczkach, których uzupełnieniem będą młode. Ale patrząc na skład, to tych drugich jest chyba więcej niż zakładał pierwotny plan.
Z wiadomych przyczyn bardzo późno zaczęliśmy budowę zespołu. Chyba nikt do tej pory nie zaczynał tego robić w lipcu. Co do samego systemu budowania drużyny, to zaufałem trenerowi Dawidowi Michorowi, z którym – tak jak i z resztą sztabu szkoleniowego – byłem już wtedy po słowie. Fakt, chcieliśmy bazować na doświadczonych siatkarkach i kilka takich mamy – Martyna Grajber-Nowakowska, mimo młodego wieku doświadczenie ma też Dominika Pierzchała, do tego wracająca po kontuzji Agata Nowak, która będzie dla nas bardzo dużym wzmocnieniem.
Młode zawodniczki będą uzupełnieniem, ale też będą odgrywać pierwszoplanowe role. Dawid zna je bardzo dobrze – Anię Fiedorowicz, Julię Hewelt, Magdalenę Ociepę czy Dianę Dąbrowską. Dwie ostatnie miały już przetarcie w ekstraklasie. Daliśmy więcej szans młodym dziewczynom, bo mieliśmy mniejsze pole manewru, ale bardzo się cieszę z tego składu. Mamy wspólny cel. To też szansa, by promować dziewczyny z młodzieżowych reprezentacji Polski, które – mamy nadzieję – za parę lat będą na tyle mocne, że będą mogły pukać do drzwi seniorskiej kadry. A teraz liczymy, że będą odkryciami sezonu.
Chemik to uznana marka w polskiej siatkówce i dla wielu zawodniczek to zapewne wciąż wielka sprawa dostać ofertę z takiego klubu, ale czy zdarzyło się, że któraś odmówiła, bo bała się potencjalnego braku stabilności finansowej?
Wiadomo, mocne kluby podpisywały wcześniej umowy ze swoimi zawodniczkami i gdy my zaczęliśmy się rozglądać, to rynek był już mocno przebrany. Ale mieliśmy pewien wybór, rozmawialiśmy z różnymi siatkarkami. Właściwie te, które chcieliśmy u siebie mieć, to mamy. Jak już mówiłem – nie było wtedy już zbyt wielu wolnych zawodniczek mogących z powodzeniem rywalizować na poziomie ekstraklasy, a te, które pozyskaliśmy, mogą nam dać tę jakość. Na dziś jesteśmy zadowoleni. Mamy jedenaście siatkarek, co do których uważam, że są przygotowane na grę w Tauron Lidze, co już pokazały w meczu o Superpuchar Polski i w dwóch pierwszych pojedynkach ligowych.
Przed nami wciąż ciężka praca. Mniejsze doświadczenie naszego zespołu będzie wychodziło w trakcie meczów, potrzeba nam czasu i pracy. Skupiamy się tylko na kolejnym spotkaniu. Każdy dzień będzie dla nas na wagę złota, bo będzie to okazja do zbierania doświadczenia podczas treningów i meczów przez zawodniczki i sztab.
Jedenaście zawodniczek to finalna opcja w tym sezonie czy jest szansa, że pojawi się dwunasta?
Naszym marzeniem jest dwunasta, trzynasta. Wiemy dobrze, że brakuje nam skrzydłowej, ale nie chcieliśmy na siłę brać proponowanych przez agentów zagranicznych siatkarek. Patrzymy na to z głową – zerkamy na budżet, ale i na możliwości tych zawodniczek. Wychodzę z założenia, że bez sensu jest wydawać pieniądze na taką, która nie dam nam jakości i będzie jedną wielką niewiadomą. Bo takie są teraz dostępne na rynku. Jest np. sporo Amerykanek po studiach, które trafiają potem na Cypr, do Grecji, Rumunii czy Bułgarii. Nie dałyby nam w ogóle jakości i nie zwiększyłyby rywalizacji w drużynie, więc po co?
Na transfery zagraniczne zdecydowaliśmy się, bo nie było już dostępnych Polek, które mogłyby rywalizować w ekstraklasie. Tak trafiły do nas Elena Baić i Wiktoria Łochmanczuk. Zgodnie z przepisami mamy jeszcze czas do 31 stycznia, kiedy kończy się okienko transferowe. Mamy nadzieję, że coś się jeszcze w tym temacie urodzi. Będziemy też musieli reagować na wyniki zespołu i sytuację w lidze. Jest sporo drużyn, z którymi możemy rywalizować.
Wobec trudnej sytuacji klubu w ogóle nie wyznaczał pan drużynie celu przed sezonem?
Nie określaliśmy tego, ale z tyłu głowy mieliśmy po prostu walkę w każdym kolejnym meczu. Myślę, że z tygodnia na tydzień ta drużyna będzie mocniejsza. Bo na początku na pewno brakowało nam wspólnej pracy. Dziewczyny dobrze się razem czują, pracują mocno, wpajają sobie elementy techniczno-taktyczne. Rośniemy w siłę i mam nadzieję, że będziemy mogli walczyć o cenne punkty. Bo każdy mecz, punkt, set, a nawet mały punkt będzie pewnie dla nas w ostatecznym rozliczeniu ważny.
Trener Michor był pana pierwszym wyborem czy sprawdzał pan też inne opcje?
Nie sprawdzałem. Gdy kończyliśmy sezon, to bardzo mocno nad tym rozmyślałem i szybko zadzwoniłem do Dawida. Szybko się dogadaliśmy i – jeszcze pomimo niedokończonych formalności – zaczęliśmy już rozmowy o budowie składu. Dawid kontaktował się z młodszymi zawodniczkami, ja ze starszymi. Poszło to bardzo sprawnie. Myślę, że stanowi on najlepszą opcję na moment, w którym obecnie znajduje się Chemik.
Wracając do wcześniejszego pytania o propozycje dla zawodniczek, to trzeba podkreślić, że Chemik to dalej uznana marka, a zawodniczki na koszulkach mają nad logiem klubu 11 gwiazdek symbolizujących liczbę zdobytych mistrzostw Polski. Co prawda tylko dwie z obecnego składu wywalczyły w poprzednim sezonie tytuł, ale klub to aktualny mistrz kraju i występujące w nim dziewczyny muszą sobie z tego zdawać sprawę oraz być gotowe na walkę od pierwszej do ostatniej piłki.
Poprzednio opowiadał mi pan, że rozmowy o klubie zaczynał z samego rana, a kończył nieraz o północy. Teraz trochę się pod tym względem uspokoiło?
Tak, troszeczkę tak. Choć na długie spanie nie pozwala mi roczna córeczka, która zarządza pobudkę o godz. 6. Wtedy zaczynają się więc też pierwsze spojrzenia na telefon i sprawdzanie maila. Część biurowa pracy kończy się o 16.30, ale potem jadę na popołudniowy trening, rozmawiam z zawodniczkami i sztabem. To nie jest też zajęcie od poniedziałku do piątku, bo jeżdżę również na mecze wyjazdowe. By pomóc i zadbać o to, by niczego drużynie nie brakowało i by mogła się skupić tylko na siatkówce. Wciąż odzywa się we mnie natura kierownika drużyny i dyrektora zarządzającego. Ale to nie jest tylko praca, to pasja. Od 2013 roku nie opuściłem praktycznie żadnego meczu Chemika i mam nadzieję, że dalej będę miał czas, by jeździć też na wyjazdowe spotkania.
Rodzina się nie buntuje?
Żona była sportsmenką, więc dobrze to rozumie. Powiedziałem też, że zrobię wszystko, by uratować ten klub i rodzina mnie w tym wspiera.
Kadra biurowo-administracyjna klubu wciąż liczy trzy osoby?
Tak. Pracujemy ze sobą od dawna. Ale też trzeba zaznaczyć, że inni bardzo nam pomagają. Dotyczy to sztabu szkoleniowego, a najważniejszymi doradcami są prezesi Grupy Azoty i Grupy Azoty Police. Nadal są właścicielami klubu i wspierają nam swoim doświadczeniem biznesowym, pomagają w poszukiwaniu nowych partnerów. Pomagają nam też pracownicy GA – dotyczy to pomocy prawnej i administracyjnej. Wspomnieć też należy o Radzie Nadzorczej. Od razu, gdy zostałem powołany na stanowisko prezesa, to oni też powtarzali, że klub nie upadnie i że będziemy o niego walczyć razem do ostatniej kropli krwi. Jesteśmy klubem z Polic, ale też mocno rozpoznawalnym w całej Polsce i chyba nikt sobie nie wyobrażał, by Chemika zabrakło na siatkarskiej mapie kraju. Wszyscy pomagają, także kibice. Teraz wymiernym symbolem tego jest zakup karnetów, który jest dla nas bardzo ważnym wsparciem.
Sytuacja dotycząca Grupy Azoty w kontekście klubu może być dla niektórych skomplikowana, więc wyjaśnijmy – dotychczas była ona nie tylko właścicielem, ale też głównym sponsorem, którego wsparcie stanowiło aż 98 procent budżetu. Obecnie nie przekazuje ani złotówki?
Nie jest teraz naszym sponsorem. Nie wchodząc w szczegóły, ma ona teraz swoje kłopoty. Mamy nadzieję, że obecny zarząd wyprowadzi spółkę na prostą. Z Zakładami Chemicznymi w Policach związanych jest zawodowo wielu naszych kibiców, przyjaciół i kolegów. Praktycznie każdy kibic Chemika ma w rodzinie kogoś, kto tam pracuje lub pracował. Walczymy o klub także dla nich.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS