W ostatnich tygodniach w wielkim tenisie znów rozgorzała dyskusja na temat kalendarza, jaki przygotowują największe federacje zarządzające rozgrywkami. Iga Świątek, Jelena Rybakina czy Jessica Pegula nie raz wypowiadały się na ten temat. Polka wskazywała, że jej zdaniem jest zbyt wiele obowiązkowych turniejów w terminarzu WTA. – Czasami czuję się jak chomik w kołowrotku – mówiła w sierpniu podczas imprezy w Cincinnati.
Na Twitterze tłumaczyła to Joanna Sakowicz-Kostecka, komentatorka i ekspertka Canal+ Sport. – Pamiętajmy, że do rankingu liczy się 18 startów (cztery imprezy wielkoszlemowe, sześć imprez WTA 1000 łączonych, czyli zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet, jeden turniej WTA 1000 niełączony, siedem najlepszych startów z pozostałych turniejów), a do tego WTA Finals. Za każde wycofanie z obowiązkowych turniejów: 0 pkt i kara zgodna z taryfikatorem – napisała dziennikarka.
Alcaraz o terminarzu
W ostatnich dniach dyskusja objęła także męskie rozgrywki. Zaczęło się od słów Carlosa Alcaraza, trzeciego dziś tenisisty świata. Hiszpan zapytany podczas odbywającego się w poprzedni weekend turnieju Laver Cup w Berlinie o wymagający harmonogram, przyznał: “Prawdopodobnie chcą nas w jakiś sposób zabić. Wielu zawodników opuszcza dziś turnieje z powodu kontuzji. Czasem nie mam ochoty jechać na dany turniej. Nie będę kłamać – czułem się tak już kilka razy. Czasami w ogóle nie czuję motywacji. Ale jak mówiłem wiele, wiele razy – gram najlepiej w tenisa, gdy się uśmiecham i czerpię z tego przyjemność na korcie”.
Lider rankingu ATP Jannik Sinner podczas konferencji prasowej przed turniejem w Pekinie został niedawno zapytany o wypowiedź Carlosa Alcaraza. – Terminarz od lat jest trudny. Ale jako zawodnicy, nadal możemy wybierać, gdzie chcemy grać, a gdzie nie. Oczywiście są turnieje obowiązkowe, ale nadal mamy pole manewru. W tym roku odbyło się wiele turniejów, ale nie musisz w nich grać. Jeśli nie chcesz, nie graj. Dla przykładu, w poprzednim sezonie nie występowałem w niektórych imprezach, bo wolałem potrenować w tym czasie – powiedział Włoch.
Sinner patrzy inaczej
Sinner ma rację, że tenisiści nie muszą grać wszędzie, nawet w obowiązkowych turniejach. Wiąże się to jednak ze stratą punktów w rankingu i karami finansowymi, jak wskazała Sakowicz-Kostecka. Do tego spadek w zestawieniu może mieć potem wpływ na szanse danego tenisisty w kolejnych imprezach, może stracić np. rozstawienie w Wielkim Szlemie. Część zawodników i tak decyduje się z różnych względów na przerwy, jak np. Iga Świątek obecnie po US Open czy Aryna Sabalenka w lipcu.
W przypadku Carlosa Alcaraza pojawiają się tym większe wątpliwości, że Hiszpan występuje w wielu zawodach, a nie skupia się jedynie na obowiązkowych startach. W tym sezonie wziął udział już w dwóch imprezach pokazowych: wspomniany Laver Cup w Berlinie oraz mecz z Rafaelem Nadałem w marcu organizowany przez platformę Netlifx.
Do tego Alcaraz ma także wystąpić m.in. w Six Kings Slam – imprezie pokazowej organizowanej w Arabii Saudyjskiej w dniach 16-19 października, gdzie zagrają także Rafael Nadal, Novak Djoković, Jannik Sinner, Daniił Miedwiediew oraz Holger Rune.
Z kolei rok temu Hiszpan przystąpił do nieoficjalnych mistrzostw świata par mieszanych Hopman Cup, które wróciły do kalendarza w środku sezonu. Niemniej rywalizujący także niedawno w Laver Cup Taylor Fritz, finalista tegorocznego US Open, tłumaczy, że porównywanie występów oficjalnych do pokazowych nie ma sensu.
– Starty w zawodach pokazowych a rangi ATP nie są porównywalne pod względem wypalenia: fizycznego, a zwłaszcza psychicznego. Turnieje głównego cyklu mogą trwać ponad pięć dni w tygodniu, trzeba być skupionym na korcie i poza nim. W pokazówkach dobrze się bawimy, a wydarzenie trwa zwykle jeden lub dwa dni. Nie musisz też forsować swojego ciała i nie pojawia się absolutnie żadne zmęczenie psychiczne czy stres. Pod wieloma względami występ w pokazówce jest bardzo podobny do tygodnia odpoczynku – napisał Amerykanin na Twitterze.
Na tej samej platformie głos zabrał również australijski tenisista John Millman, ale w kontekście turniejów rangi ATP. – Nie jestem pewien, czy podoba mi się w ogóle idea “obowiązkowych turniejów”. Wzmacnia to cały produkt, jakim jest “męski tenis”, ale zniechęca organizatorów danych imprez do rozwoju w niezbędnym tempie. Jeśli zorganizujesz świetne zawody, zawodnicy i tak przyjadą – wskazał Millman.
Dyskusja między tenisistami
Prawda jest też taka, że zupełnie inna jest perspektywa tenisistów znajdujących się w absolutnej czołówce, jak Alcaraz, Sinner czy Fritz, a inaczej patrzą na rozgrywki tenisiści z niższym rankingiem – z drugiej czy trzeciej “setki” ATP. Ci drudzy zwykle muszą grać w większej liczby turniejach, by poradzić sobie z kosztami, jakie ciążą w tenisie – m.in. loty, noclegi, wynagrodzenie dla współpracowników. Rzadko wygrywają cały turniej, by w ten sposób zrekompensować koszty. Najlepsi zaś gromadzą więcej spotkań, bo z uwagi na swoją dyspozycję wygrywają więcej spotkań.
Temat ten prawdopodobnie będzie wracał, bo kolejni tenisiści zabierają głos. W piątek Caroline Garcia podzieliła się z kibicami informacją w social mediach: “Guadalajara to ostatni mój turniej w sezonie 2024. To nie była łatwa decyzja, ponieważ w tenisie każdy tydzień przerwy to jak pozostawanie w tyle – utrata punktów rankingowych i “przegapienie” okazji. Ale wiem, że to właściwa decyzja, aby wrócić silniejszym w 2025 roku i znów walczyć o wielkie chwile. Fizycznie doszłam do granic możliwości, próbując odzyskać siły podczas zawodów, ale to po prostu nie działa. Potrzebuję więcej czasu wolnego, aby się odpowiednio wyleczyć”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS