W Polsce podejmowane są liczne środki, których zadaniem jest zmniejszenie skutków powodzi. Nie będziemy jednak w stanie całkiem wyeliminować zagrożenia. Najlepsze rozwiązanie to pozostawienie obszarów zalewowych przyrodzie. Ludzie powinni ustąpić jej miejsca.
Gdy do Polski przyszedł niż genueński Boris, intensywne opady sprawiły, że wody w rzekach z godziny na godzinę było coraz więcej. Po powodzi tysiąclecia w 1997 r. zrealizowano wiele inwestycji, które miały chronić przed ponowną katastrofą, m.in. zbiorniki retencyjne, które szybko znalazły się w centrum zainteresowania, a zwłaszcza suchy zbiornik Racibórz, który zdecydowano się uruchomić. Niestety wiele z zabezpieczeń, m.in. wały i niektóre zapory nie wytrzymywały naporu wody i pękały.
Jak wskazał prof. Artur Magnuszewski z Zakładu Hydrologii Uniwersytetu Warszawskiego, w przypadku zjawisk ekstremalnych niewiele jesteśmy w stanie zrobić, ponieważ wały przeciwpowodziowe i tamy uwzględniają zdarzenia historyczne. Nauka nie jest w stanie przewidzieć skali przyszłych zjawisk, o czym pisaliśmy w GeekWeeku.
Czy jest inne rozwiązanie? Dr hab. Stanisław Chmiel, prof. UMCS i kierownik Katedry Hydrologii i Klimatologii wskazuje, że priorytetem powinno być ograniczenie zabudowy na terenach zalewowych oraz rozpoczęcie dyskusji na temat propozycji przesiedleń dla osób zamieszkujących obszary zalewowe.
Prof. Chmiel zauważył, że w Polsce brakuje zbiorników retencyjnych i wskazał na konieczność budowy zwłaszcza suchych zbiorników przeciwpowodziowych (polderów). – Jednak i to nie gwarantuje całkowitej ochrony. Wątpię, że jest w ogóle możliwość wybudowania tylu zbiorników, żeby nie było zagrożeń powodziowych. Zdarzają się bowiem katastrofy, których nie da się po prostu powstrzymać – zaznaczył. Wskazał również na inne działania, które powinny zostać podjęte.
– O ile w ostatnich latach powstały mapy obszarów zalewowych dla głównych rzek, to brakuje ich jeszcze na terenach mniejszych rzek, ich dopływów, dla cieków okresowych, a nawet suchych dolin, którymi odbywa się sporadycznie spływ powierzchniowy. Tam właśnie mamy do czynienia z wydawaniem nowych pozwoleń budowalnych. Jak pokazała obecna sytuacja, właśnie małe cieki stały się dużymi, rwącymi rzekami, i to przyczyniło się do tylu nieszczęść – wyjaśnił ekspert w rozmowie z PAP.
Jego zdaniem powinno się również podjąć rozmowy na temat propozycji przesiedleń ludności zamieszkałej na terenach zalewowych. To bardzo trudna decyzja, dlatego dobrze byłoby zacząć temat już teraz, gdy ludzie są najbardziej skłonni, do ich podjęcia. Trudno nie zgodzić się z lubelskim geografem, gdy ludzie zdążą wyremontować domy i wówczas padnie propozycja zmiany miejsca zamieszkania, prawdopodobnie niewiele osób się zdecyduje.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS