– Była to sroga lekcja futbolu w Europie dla nas. To zupełnie inny poziom, niż my prezentujemy w tej chwili. Jedynie, o co mam pretensje to o to, że znowu straciliśmy za łatwo niektóre bramki – w taki sposób porażkę Wisły Kraków z Cercle Brugge podsumował Kazimierz Moskal. Wynik 1:6 znacząco zmniejszył szansę polskiego klubu na awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Mimo to drużyna z Krakowa nie zamierzała się poddawać. – Wiemy, w jakiej jesteśmy sytuacji, doskonale sobie z tego zdajemy sprawę, ale to jeszcze bardziej nas determinuje do tego, żeby zagrać tutaj dobry mecz – podkreślał szkoleniowiec przed rewanżowym starciem w Belgii.
Wisła Kraków robiła, co mogła. Dobry mecz w Belgii, ale do awansu zabrakło
I słowa Moskala piłkarze przekuli w czyny, przede wszystkim w pierwszej połowie, choć początek meczu był lepszy w wykonaniu gospodarzy. Już w 6. minucie bramce Kamila Brody zagroził jeden z rywali, ale Polak wygrał pojedynek sam na sam.
W miarę upływu kolejnych minut coraz lepiej prezentowała Wisła. I tak w 15. minucie otworzyła wynik spotkania. Po rzucie rożnym piłkę w siatce umieścił Alan Uryga. I na tym krakowianie nie zamierzali poprzestawać. Ba, poszli za ciosem. Trzy minuty później było już 2:0. Tym razem golkipera Cercle pokonał Tamas Kiss. Wyszedł sam na sam z bramkarzem i bez większych problemów oszukał go płaskim uderzeniem.
Te trafienia wyraźnie podrażniły Belgów, którzy szukali szans na gola kontaktowego. Tylko że w pierwszej połowie im się to nie udało. Więcej goli w tej odsłonie nie udało się też wbić Wiśle. W drugiej partii Cercle znów szukało szans na pokonanie bramkarza krakowian. Za każdym razem brakowało jednak skuteczności.
Moskal nie zamierzał się jednak bronić i dokonywał zmian tak, by skład był jeszcze bardziej ofensywny. Taka taktyka nie dziwi. W końcu nie miał nic do stracenia, a trzeba było zaryzykować. I ryzyko się opłaciło. W 75. minucie Wisła zdobyła kolejną, już trzecią bramkę. Nieco szczęśliwie, ale jednak piłka trafiła do Patryka Gogóła. Dzięki temu Polak wyszedł sam na sam z bramkarzem i podwyższył prowadzenie.
Wisła się nie poddawała. Postawiła wszystko na jedną szalę
Serca polskich kibiców zabiły więc mocniej. To, co przed meczem wydawało się irracjonalne, a więc odrobienie strat, teraz zaczęło być bardziej realne. Tyle tylko, że entuzjazm fanów szybko, bo w 80. minucie, zgasił Felipe Augusto. Uryga został wyprzedzony przez Mindę, ten wyłożył piłkę, a do siatki wbił ją właśnie wspomniany Augusto.
Mimo to Wisła się nie poddawała. Bliski trafienia był też Łukasz Zwoliński. Zabrakło jednak precyzji i piłka tylko obiła poprzeczkę. “Niezłe widowisko serwują nam oba zespoły. Trochę wygląda to jak gra w dwa ognie – akcja za akcję, cios za cios” – żartował w relacji na żywo Paweł Karpiarz ze Sport.pl.
I w kolejnych minutach obraz gry się nie zmieniał. Do czasu. W czwartej minucie doliczonego czasu gry swego dopiął Zwoliński i wpakował piłkę do siatki. I choć ostatecznie czwartkowy mecz wygrała Wisła 4:1, to w dwumeczu triumfowali rywale (7:5) i to oni zameldują się w fazie grupowej rozgrywek. Krakowskiej ekipie pozostaje więc walka w I lidze i Pucharze Polski. Należy jednak zaznaczyć, że w Belgii pokazała się z dobrej strony.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS