A A+ A++

To miał być mecz, który da Polkom pierwszy w historii finał imprezy rangi światowej. Miały sprawić, że pierwszy raz od 72 lat będą wśród dwóch najlepszych zespołów tego typu wielkiego turnieju, ale wszystko potoczyło się nie po ich myśli. Srebro mistrzostw świata z 1952 roku pozostanie największym sukcesem kadry na tym poziomie, bo w sobotę w Bangkoku Polki grały o wiele gorzej od półfinałowych rywalek.

Włoszki zaskoczyły tym, jak bardzo poukładanym zespołem stały się już kilka miesięcy po przejęciu przez nowego trenera, Julio Velasco. Nie ma wątpliwości, że z argentyńską legendą siatkówki udało im się wrócić na szczyt: zagrają o triumf pierwszy raz od dwóch lat. W 2022 roku wygrały Ligę Narodów i od tego czasu ominęły je aż trzy finały wielkich imprez. Teraz znów mogą się ozłocić.

Zobacz wideo Kłos: W meczu z Francją powinniśmy zagrać czterema obrońcami

Włoszki zdeklasowały Polki. Różnica na boisku była aż nierealna

A jeszcze zanim Włoszki były pewne gry w tegorocznym finale, to rozpracowały na boisku Polki. Niemal w każdym elemencie okazały się lepsze: popełniały mniej błędów, w ataku prowadziła je znakomita Paola Egonu, która zdobyła aż 22 punkty w trzy sety, a do tego wręcz zamurowały zawodniczki Stefano Lavariniego swoim blokiem – on przyniósł im dwanaście punktów, a Polkom tylko dwa.

Włoszki wspięły się na poziom, o którym Polkom trudno było pomyśleć. Prowadziły tylko dwa razy – na początku pierwszego i trzeciego seta. W końcówkach partii nie były nawet blisko zagrożenia przeciwniczkom. To wszystko przy dużych problemach z piłkami raz po raz podbijanymi przez włoski zespół, a także słabą skuteczność na lewym skrzydle. Stefano Lavarini próbował wszystkiego, sprawdził niemal każdy możliwy scenariusz, który mógł pomóc uaktywnić grę Polek, ale ta wciąż stała w miejscu. Trudno było nawet zacząć się łudzić, że coś się zmieni, bo było ku temu bardzo niewiele sygnałów.

Różnica pomiędzy obiema drużynami była tak duża, że aż nierealna. I chyba dosłownie, bo ona w rzeczywistości wcale tak nie wygląda. To nie tak, że Polki Włoszkom nie dorastają do pięt. Tak ułożył się ten mecz – trochę podobnie do tego, co działo się rok wcześniej, gdy w Arlington polska drużyna odbiła się w półfinale Ligi Narodów od Chinek. Widać, że Polki nie były w stanie wydobyć z siebie takiej jakości gry, jak dzień wcześniej przeciwko Turczynkom. Jakby przeznaczyły na niego tyle sił, że na półfinał i Włoszki w takiej dyspozycji już nie wystarczyło.

Organizatorzy zmusili Polki do gry 18 godzin po wygranej w tie-breaku. Krzywdząca decyzja

To bardzo ważny wątek tej porażki Polek – poziom zmęczenia. Wydawałoby się, że mecz o 12:00 czasu polskiego w sobotę po tym, jak kadra Lavariniego awansowała do półfinału po 17:30 w piątek, to trochę zbyt wczesny termin rozegrania spotkania, prawda? Na odpoczynek pomiędzy spotkaniami miały zaledwie 18 godzin.

Logiczne wydaje się, żeby zespoły, które kończyły ćwierćfinały, swój półfinał rozgrywały jako drugi w kolejności sobotnich spotkań. Ale nie. Działacze Międzynarodowej Federacji Siatkówki (FIVB) zdecydowali, że to Włoszki i Polki, które grały w piątek, a nie Brazylijki i Japonki, które swoje spotkania wygrały w czwartek, rozpoczynały ten dzień turnieju finałowego Ligi Narodów w Bangkoku.

“Biegniemy dalej bo ktoś sobie zrobił z nas żarty i zmienił kolejność półfinałów. Już za chwilę gramy kolejny mecz. Trzymajcie kciuki za szybkie przygotowanie” – pisał w relacji na Instagramie Szymon Szlendak, kierownik reprezentacji Polski. Trudno dziwić się frustracji, która mogła się pojawić u Polek. Przecież były dodatkowe obciążone tym, że przeciwko Turcji rozegrały aż pięć setów. Włoszki w ćwierćfinale ograły Amerykanki w zaledwie trzech setach i miały cztery godziny odpoczynku więcej od polskiego zespołu, co zapewne pozwoliło im w spokoju dojechać do hotelu, zjeść kolację i położyć się do snu. U Polek – biorąc pod uwagę także sporą adrenalinę i emocje po ich meczu – mogło być z tym o wiele trudniej. A swobody czasowej na pewno zabrakło.

Skąd taki ruch organizatorów? Oficjalnie nikt tego pewnie nie wytłumaczy. Gdy spojrzymy na okoliczności często stanowiące przyczyny takich zmian kolejności rozgrywania spotkań, często chodzi o nachodzenie na siebie różnych meczów, albo odpowiedni czas ekspozycji rozgrywek w telewizji. Ten drugi argument odpada – nie ma wielkiej różnicy, o której godzinie grałyby ze sobą Japonia i Brazylia, bo w przypadku meczu o 12:00 czasu polskiego w Tokio byłaby 19:00, a w Rio de Janeiro 7:00. Trzy i pół godziny nie zrobiłyby w tym wypadku wielkiej różnicy. W przypadku pierwszego można się już jednak czegoś dopatrzeć. Bo gdyby ustawić mecz Brazylijek z Japonkami jako pierwszy, rozpoczynałby się tylko godzinę przed spotkaniem Francuzów z Japończykami w Lidze Narodów siatkarzy. Tak samo byłoby w przypadku polskich drużyn – gdyby Polki grały z Włoszkami o 15:30, ten mecz pokryłby się ze starciem Polaków z Serbami w turnieju siatkarzy w Lublanie. Dlatego teoretycznie FIVB mogła starać się uniknąć kolizji półfinałów siatkarek z tymi spotkaniami.

To jednak nie tłumaczy tak krzywdzącej decyzji, jaką było przesunięcie meczu Polek i pozostawienie im tak niewielkiego okresu na przygotowanie się do spotkania z Włoszkami – a raczej próbę regeneracji po pięciosetowym spotkaniu z Turczynkami. Najlepiej byłoby, gdyby działacze zawsze kierowali się interesem zawodniczek. Jak wiemy, to zdarza się jednak coraz rzadziej.

Niesmak pozostanie, ale Polki jeszcze mogą zakończyć ten turniej kolejnym sukcesem

Można mieć żal do światowej federacji, ale trzeba przyznać jedno: Włoszki były lepsze. I ta decyzja raczej nie miałaby wpływu na to, że Polkom trudno byłoby przeciwstawić się tak grającym rywalkom. Mogłyby mieć więcej sił i świeżości, ale siatkarsko przegrały ten mecz zbyt wysoko i wyraźnie, żeby traktować to jako jedyną wymówkę. To jednak nieprzyjemna okoliczność tej porażki. Niestety, zostawi niesmak.

Za to Polki będą miały okazję, żeby turniej finałowy Ligi Narodów w Bangkoku zakończyć sukcesem. Drugi medal z rzędu – znów brązowy po tym, jak w zeszłym roku wyrwały go Amerykankom po tie-breaku w Arlington – smakowałby wyjątkowo. W sobotnie popołudnie zawodniczki Stefano Lavariniego dowiedzą się, z kim będą rywalizować w niedzielnym meczu o trzecie miejsce. O godzinie 12:00 czasu polskiego zagrają z przegranymi spotkania Brazylia – Japonia. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzekażą dane użytkowników do urzędów skarbowych. Allegro zabiera głos
Następny artykułPożar w oborze w Wilczkowie opanowany. Bydło nie ucierpiało