1 maja 2004 roku Polska stała się członkiem Unii Europejskiej. Tę datę poprzedziły jednak długie i burzliwe negocjacje, których finał odbył się podczas szczytu UE w Kopenhadze w grudniu 2002 roku. – Zrobiliśmy niesamowitą robotę – wspominała w TOK FM prof. Danuta Hübner, która w tamtym okresie była członkiem rządu Leszka Millera. Gościni Macieja Zakrockiego zaznaczyła, że polska delegacja przyjechała do Kopenhagi jako “mniej dojrzały” członek europejskiej wspólnoty, ale twardy sposób negocjacji przynosił efekty. Po zamykaniu poszczególnych rozdziałów negocjacji – jak wspominała Hübner – członkowie rządu mieli zresztą dostawać sygnały o tym, że dostają lepsze warunki niż inne państwa kandydujące.
Sam były premier dodawał, że w czasie finałowych negocjacji doszło do dość niespotykanej sytuacji. Mianowicie, inne kraje miały Polsce za złe sposób, w jaki negocjuje z UE. – Koledzy z grupy wyszehradzkiej mieli do nas o to pretensje – dodał Leszek Miller i opisywał, że owe niesnaski dotyczyły tego, że politycy z innych państw byli przekonani, że po powrocie do siebie zmierzą się z pretensjami opinii publicznej o to, że nie wynegocjowali tyle, co Polska.
To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj ze specjalnej oferty. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>
– Polacy postawili się, przez co wpędziliśmy ich w trudną sytuację. Trzeba było uprzeć się i negocjować, a nie zadowolić lampką szampana – relacjonował były premier.
Były minister rolnictwa Jarosław Kalinowski zauważył jednak, że ostatecznie wszystkie państwa kandydujące skorzystały z wynegocjowanego przez Polskę podwojenia dopłat bezpośrednich do rolnictwa.
Leszek Miler wyjaśnił także, dlaczego przystąpiliśmy do Unii 1 maja, a nie 1 stycznia 2004 roku – chodziło o to, aby w pierwszym roku członkostwa Polski zmniejszyć płaconą przez nas składkę.
Szkodliwe mity i zaskakująca postawa Niemiec
Leszek Miller wspominał także, jak dużą rolę – zarówno w negocjacjach, jak i polityce wewnętrznej – odegrało obalanie mitów, w jakie wierzyło szczególnie polskie i niemieckie społeczeństwo. Niemcy obawiali się, że Polacy zniszczą tamtejszy rynek pracy, zalewając go tanią siłą roboczą. Polscy rolnicy z kolei byli przekonani, że Niemcy masowo wykupią polską ziemię, a ziemia – jak podkreślali działacze ludowi – “jest jak matka, a matki się nie sprzedaje”. Ostatecznie te obawy udało się częściowo zażegnać. Niemcy wynegocjowały siedmioletni okres przejściowy, który spowolnił nieco napływ polskich pracowników. Sam Miller uspokajał z kolei rolników, tłumacząc, że Niemcy wolą kupować ziemie na południu Europy, gdzie wielu z nich osiada na emeryturze.
Jarosław Kalinowski dodał, że politycy niemieccy byli największymi orędownikami członkostwa Polski w Unii. Wspierali nasz kraj w negocjacjach, co zdaniem Kalinowskiego, wynikało z kilku powodów: – Mieli wyrzuty sumienia historyczne, ale też wdzięczność, że mur berliński upadł w Gdańsku i Warszawie – mówił były minister.
– Korzystniej jest mieć sąsiada, któremu się dobrze powodzi – zauważył ówczesny minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS