A A+ A++

Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)

– Czy przypominam sobie dzień wejścia Polski do UE? Oczywiście, bo żyliśmy tym wydarzeniem, czekaliśmy na nie. Pamiętam radość, że się udało, ale pamiętam też wcześniejszy niepokój, czy podczas referendum powiemy Unii „TAK” jako społeczeństwo – mówi Katarzyna Zawadzka, wrocławianka, nauczycielka, która pracuje teraz we Wrocławskim Centrum Rozwoju Społecznego. 

Jesteśmy z mężem z pokolenia, które dobrze pamięta PRL i bardzo pragnęliśmy tej zmiany. A że mieliśmy okazję zobaczyć Zachód podczas krótkich studenckich wyjazdów, wiedzieliśmy już, jak wygląda normalny świat i bardzo chcieliśmy, by Polska też taka była.

Katarzyna Zawadzka

„To, ile się zmieniło, uświadomili nam znajomi z innych krajów”

Mąż pani Katarzyny, Grzegorz Zawadzki, razem z innymi studentami turystyki na AWF wyjechał kiedyś na południe Europy, by zobaczyć, jak wygląda tam branża hotelarska. Byli w Grecji, Turcji, Rumunii, dawnej Jugosławii, a przejazdem także w Austrii.

– W „demoludach” było jak u nas, ten sam bajzel. Ale już taka Austria to inna planeta. Pamiętam Wiedeń i plac z katedrą świętego Stefana. Takie to wszystko było piękne, że aż nierzeczywiste – wspomina.

A potem zaczęło się zmieniać i u nas: inaczej zaczął wyglądać Rynek, Dworzec Główny, lotnisko, inne były ulice, place, kawiarnie, sklepy, tramwaje. Można tak wymieniać i wymieniać. I choć niektórych rzeczy z dawnych czasów trochę żal, choćby pączków z Głównego albo namiotu cyrkowego Goliat, który stał w latach 90. W miejscu Pasażu Grunwaldzkiego (można w nim było kupić wszystko, od marchewki po magnetowid), te zmiany wyszły nam na dobre. Inna sprawa, nie zawsze pamiętamy, jak szaro wyglądało nasze miasto wcześniej.

Zobacz również

Byliśmy w samym środku tej metamorfozy i nie dostrzegaliśmy, jak jest wielka. Dopiero znajomi z zagranicy uświadamiali nam, że Wrocław stał się prawdziwie europejską metropolią.

Zuzanna Kaźmierczak, córka pani Katarzyny i pana Grzegorza. W dniu wejścia Polski do UE była nastolatką

 –  Jeździmy, żeby zachwycać się Paryżem, Brukselą i innymi miastami, a teraz ludzie stamtąd przyjeżdżają do nas i tak samo zachwycają się Wrocławiem  –  dodaje. –  Podróżując po Europie, sami też stopniowo odkrywaliśmy, że nie mamy się czego wstydzić.

Nie zawsze też zdajemy sobie sprawę z tego, że rozwijaliśmy się szybciej niż np. wchód Polski.

 – Zajmuję się w pracy tworzeniem projektów edukacyjnych dla młodzieży – mówi pani Katarzyna. –  Zauważyłam, że młodzi ludzie z Lublina zachwycają się ścieżkami rowerowymi, dużo o nich piszą. Wrocławianie w ogóle o nich nie wspominają, bo dla nas są czymś oczywistym, zwyczajnym.

A jakie miejsca zbudowane dzięki UE lubią? Na przykład Zuzanna znajomym z innych krajów pokazuje m.in. Narodowe Forum Muzyki.

Zobacz również

– To piękny budynek, ale nie tylko w tym rzecz – mówi. – Chociaż nie jesteśmy wielkimi melomanami, bywamy tam z dziećmi, Zosią i Stasiem, na koncertach familijnych. Niesamowite jest dla mnie to, że tak szacowna instytucja zaprasza nawet niemowlęta, które przez pół koncertu słuchają, a potem trochę płaczą.

O kompleksach, ich braku i o tym, jak jesteśmy postrzegani

Niektórzy z nas wciąż jeszcze pamiętają nasze polskie kompleksy. Że jesteśmy zaściankiem, że nie nadążamy, nie znamy się, nie wiemy, co i jak, nie zawsze potrafimy się dogadać. A jak jest teraz?

– Starsze pokolenie powoli się z tego wygrzebuje, młodsze już w ogóle nie ma tego problemu. Córka i jej mąż nieustannie podróżują, mają za granicą znajomych, przyjaciół, współpracowników, bez problemu rozmawiają z nimi po angielsku – zauważa pani Katarzyna. –  Nasza młodość upłynęła w izolacji, bo tak naprawdę w czasach PRL bliskie, szczere kontakty nie były możliwe nawet z innymi mieszkańcami „demoludów”. A potem nagle otwarte granice, wymiany młodzieży, które zaczęły się jeszcze przed akcesją, współpraca między szkołami i uczelniami, Erasmus, angielski od dziecka. Dla młodszych od nas ta swoboda, ta łatwość nawiązywania kontaktów z innymi Europejczykami i nie tylko z nimi jest tak naturalna, że już pewnie nawet nie są jej w stanie docenić.

Zobacz również

To, jak postrzegamy sami siebie i jak jesteśmy postrzegani, nie zmieniło się jednak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Pamiętam, że jeszcze w pierwszych latach naszej obecności w UE, gdy wyjeżdżałem na Zachód jako specjalista IT, moi współpracownicy z Belgii czy Francji sądzili, że zima w Polsce trwa dziewięć miesięcy, a po ulicy chodzą białe niedźwiedzie. Traktowali nas na zasadzie „Pokażemy wam, co i jak”. Gdy zaczęliśmy przejmować coraz więcej zadań, bo w Polsce było dużo świetnych ekspertów, a ceny niższe, to spuścili z tonu. Poznali nas i nasz kraj lepiej, zaczęli traktować po partnersku.

Błażej Kaźmierczak, mąż Zuzanny

„Skorzystaliśmy na tym”

Dla Błażeja obecność Polski w UE to przede wszystkim współpraca gospodarcza.

– Jestem beneficjentem tych zmian – przyznaje bez wahania. –  W latach 90. Wielu naszych znajomych wyjeżdżało za granicę, żeby zarobić. Dla mnie taki wyjazd byłby strzałem w kolano, bo pojawiły się firmy, które bez naszej obecności w UE nie mogłyby tu funkcjonować. Specjaliści w mojej branży zarabiali tyle, co na Zachodzie, a koszty życia nadal były mniejsze.

Zuzanna także docenia możliwość współpracy i rozwoju.

– Jestem pracownikiem naukowym w Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN i choć nadal nie mamy z budżetu państwa tylu pieniędzy na badania, ile byśmy chcieli, to tak jak inni możemy starać się o np. granty European Research Council (ERC), jeździć na staże i kongresy naukowe, wymieniać się wiedzą i doświadczeniami. 

O granicach i tym, że już ich nie ma

Gdy Zuzanna i Błażej pojechali niedawno z dziećmi na narty do Czech, 9-letni Staś zdziwił się, że są już w innym kraju, a 6-letnia Zosia w ogóle się nie zorientowała, że opuścili Polskę.

– Przejazd między krajami UE jest tak bezproblemowy, że niełatwo wytłumaczyć dzieciom, gdzie kończy się jeden kraj, a gdzie zaczyna drugi, zwłaszcza że wszystko, co było kiedyś, to dla nich epoka kamienia łupanego. Zresztą i my przypominamy sobie o granicach i o tym, że warto mieć aktualny paszport dopiero wtedy, gdy wyjeżdżamy poza UE – mówi Zuzanna.

Tymczasem jeszcze nie tak dawno przekraczania granicy w żaden sposób nie dało się przeoczyć.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRozbudowa ulicy Czarnej – zmiana organizacji ruchu
Następny artykułCena truskawek 2024. Pojawiły się krajowe owoce. Nie jest tanio