Andrzej Dąbrowski, były chorąży Straży Granicznej, który jakiś czas temu postanowił przejść na emeryturę po 15 latach pełnienia służby w tym zawodzie, odsłania prawdę o służbie. W trakcie rozmowy opowiada o przestępczości, nadużyciach i wyzwaniach, z jakimi spotykał się na polskich granicach.
Rozmowa Mikołaja Podbereskiego, studenta dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Zielonogórskim.
Mikołaj Podbereski: Jak do tego doszło, że został Pan strażnikiem granicznym?
Andrzej Dąbrowski: Zostałem namówiony przez kolegę do przystąpienia do Straży Granicznej i razem z nim załatwiliśmy wszystkie formalności. Główną motywacją była przede wszystkim wczesna emerytura, a to jest bardzo duża zaleta w tym zawodzie. Bo to jest praca jak każda inna, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Na granicy z jakimi państwami musiał Pan stacjonować?
Zacząłem od pracy na granicy z Niemcami z racji odległości od miejsca zamieszkania. Początkowo pełniłem służbę w Lubuskim Oddziale Straży Granicznej w Łęknicy, następnie zostałem przeniesiony do Kostrzyna, a później, w 2008 roku, krótko przed odejściem na emeryturę, przez kilka miesięcy byłem oddelegowany do pracy w Terespolu, na granicy z Białorusią.
Czy podczas Pana służby dochodziło do jakichś przestępstw ze strony osób próbujących przedostać się na teren Polski? Czy były to niebezpieczne sytuacje?
Przestępstwa pojawiały się nagminnie, w tamtym czasie przekroczenie granicy wbrew przepisom było przestępstwem, które było ścigane bardziej intensywnie. W tej chwili jest to po prostu wykroczenie. Był też przede wszystkim przemyt na zachodniej granicy, zwłaszcza papierosów z Polski do Niemiec. I to były czasy, kiedy imigranci szli z Afganistanu, Indii i Afryki, wtedy często się nam takie zatrzymania zdarzały, szczególnie na Zielonej Granicy. Później miałem do czynienia tylko z przemytem towarów, narkotyków itd.
Czy straż graniczna dopuszczała się nadużywania swoich praw podczas pełnienia służby?
Tak, zdarzały się takie przypadki, oczywiście. Były takie sytuacje, że po prostu dla świętego spokoju kogoś się cofało z granicy, nie robiąc żadnych dokumentów i tyle.
Z czego wynikało takie zachowanie?
Wynikało to częściowo ze złej woli i niedostatecznego wyszkolenia funkcjonariuszy. To były dosyć częste przypadki. Często wynikało to też ze zdrowego rozsądku i lepiej było po prostu kogoś bez żadnej dokumentacji puścić i zapomnieć o sprawie niż wpadać w te całe sprawy sądowe itd., które groziły osobie przekraczającej granicę, co było związane z powoływaniem na świadka funkcjonariusza. Wielu tak postępowało.
A co z łapówkami?
Współpracowaliśmy wtedy razem z celnikami, staliśmy i było to może nie nagminne, ale były to częste przypadki.
Czy w czasach, kiedy Pan pełnił służbę, w jednostce dochodziło do nadużywania alkoholu lub brania narkotyków?
O narkotykach nie słyszałem ani nie wiedziałem, ale alkohol był w użyciu, nawet zdarzało się, że np. w Sylwestra komendant z szampanem przychodził i nas częstował, co w mojej opinii nie było złe, ale jak wcześniej pracowałem to był dosyć wszechobecny. Ja nawet trafiłem w miejsce kolegów, którzy zostali wyrzuceni za picie alkoholu na swojej zmianie. Zrobili nawet kiedyś nalot i wydmuchali wszystkich na służbie. Ci, co byli pijani, zostali wyrzuceni i ja trafiłem na ich miejsce.
Jak Pan się zapatruje na najnowszy film Agnieszki Holland pt. „Zielona Granica”? Czy zdążył Pan go już zobaczyć? Czy zgadza się Pan z narracją przedstawioną w filmie, ukazującą polskich strażników granicznych w dosyć negatywnym świetle?
Nie oglądałem tego filmu, więc trudno mi się odnieść, ale myślę, że to, co zostało tam pokazane, może być prawdą, ponieważ sam widziałem wielokrotnie takie incydenty. Oni dostali przyzwolenie na takie zachowania to po pierwsze, a po drugie, tak jak mówiłem wcześniej, dla świętego spokoju robiło się wiele rzeczy, żeby uniknąć czasochłonnych procedur. Z tymi kontrowersyjnymi rzeczami to wierzę w to, bo takie kwestie zdarzają się i zdarzały za moich czasów. Uważam że jest to prawdziwy film, choć podkreślam, że nie oglądałem, mówię to wyłącznie na podstawie własnego doświadczenia.
Czy zawód strażnika granicznego odbił się na pańskim zdrowiu psychicznym? Mam tu na myśli chociażby film „Snajper”, gdzie główny bohater, żołnierz, który powrócił z misji w Afganistanie musiał wskutek tamtych wydarzeń mierzyć się z problemami natury psychicznej tudzież paranojami. Czy praca strażnika granicznego po analogicznych wydarzeniach może mieć podobny efekt?
Znam przypadki, gdzie koledzy po przejściu na emeryturę poszli w alkohol, bo nie potrafili już sobie poradzić. Poza tym nic innego nie potrafili, a trzeba było się jakoś odnaleźć w normalnym życiu. Na mnie ta praca akurat nie miała żadnego wpływu, bo trafiłem tam już jako ukształtowany dorosły człowiek ze swoimi przekonaniami i wartościami. Ale wyobrażam sobie, że ktoś idzie do służby mając np. 20 lat i zostaje wchłonięty w te wszystkie procedury i przechodzi szkolenie, ale ja traktowałem to z przymrużeniem oka, bo na tym szkoleniu byłem już jako doświadczony funkcjonariusz i wiedziałem, że to są bzdury, bo teoria zdecydowanie mija się z praktyką.
Co ma pan na myśli mówiąc, że „teoria zdecydowanie mija się z praktyką”?
Bo jak przychodzi do służby właśnie taki młody człowiek, wyszkolony w ten sposób przez ludzi, którzy nie mają pojęcia co się na granicy dzieje, to mają miejsce wtedy dziwne rzeczy, czyli przywiązanie do przepisów, które są nie do zastosowania w wielu przypadkach. Jeśli dochodzi do tego również czynnik ludzki, to tak jak mówiłem wcześniej, że lepiej przymrużyć czasami oko niż brnąć w problemy. Dlatego na mnie to nie zrobiło wrażenia.
Jakie plusy może mieć praca strażnika granicznego?
Jeśli chodzi o plusy, to przede wszystkim masz władzę i możesz wsadzać ludzi do więzienia, używać broni lub środków przymusu bezpośredniego, oczywiście w określonych przypadkach. To może być fajna praca, tylko wiąże się ze sporą odpowiedzialnością, która jest zarówno zaletą, jak i wadą.
To czy są jakieś minusy w tym zawodzie?
Jednym z minusów jest to, że jak już trafisz na wcześniej wspomniane okoliczności, zwykle to jest z zaskoczenia, przez co trudno się w nich odnaleźć, a to nie jest takie proste wyciągnąć broń przeciwko człowiekowi, a co dopiero jej użyć. I to są właśnie najtrudniejsze momenty, ponieważ w bezpośrednim działaniu, gdzie wchodzą w grę emocje i trzeba działać szybko, służba nie jest taka łatwa.
Patrząc na dzisiejszą sytuację i zachowanie służb specjalnych na granicy, czy jest coś takiego, co brakuje dzisiejszym funkcjonariuszom straży granicznej?
Trudno mi powiedzieć. Rozmawiam z kolegami, co są jeszcze w służbie i mówią, że jest inaczej, bo jest już inna formacja na zachodniej granicy. Poza tym atmosfera się podobno zmieniła na gorsze, ale to wszystko tworzą ludzie. Jednak z moich obserwacji mogę powiedzieć, że za poprzedniej władzy w Polsce miało miejsce takie dziadostwo i było przyzwolenie na ewidentne łamanie prawa.
Jaką radę mógłby Pan dać młodym obywatelom, którzy mają ambicję, aby w przyszłości pracować w Straży Granicznej?
To nie jest zwykła praca. Mimo wszystko, to jest jednak służba i nie należy tego traktować jako zbrojne ramię władzy. A właśnie ostatnio to tak wygląda. To się opiera o konkretne przepisy, a podstawowym jest przede wszystkim konstytucja, no i później te dodatkowe przepisy szczegółowe. Uważam, że jest to dość atrakcyjna praca, dająca trochę wolności i poczucia władzy.
Dobrze, to by było wszystko. Dziękuję Panu za poświęcony czas i opowiedzenie o swoich doświadczeniach w Straży Granicznej. Mam nadzieję, że wkrótce pozycja polskich służb specjalnych zdecydowanie się polepszy, a funkcjonariusze będą podchodzić do swojego zawodu z większym poczuciem odpowiedzialności.
Rozmawiał Mikołaj Podbereski
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS