Ktoś ponownie wziął do ręki laleczką voodoo symbolizującą Zaksę i wbija w nią szpilki – tak niejedna osoba pomyślała podczas niedzielnego występu tej drużyny. Jeszcze niedawno wydawało się, że najgorsze już za nią, ale nie dość, że przed spotkaniem z Asseco Resovią w składzie już osłabionych kędzierzynian zabrakło trzech kolejnych siatkarzy, to jeszcze w trakcie pojedynku kolejny doznał urazu. Trener Adam Swaczyna przyznał, że w takiej sytuacji trudno cokolwiek zaplanować, bo nie wie, kiedy poszczególni gracze będą gotowi do gry. – Nikt w tej chwili tego nie wie – zaznaczył. Ale jak od razu dodał, nie ma co się załamywać.
Niedzielny eksperyment przebił jesienny. Dwóch siatkarzy nie nacieszyło się długo grą dla Zaksy
Zaksa ma już za sobą oba mecze fazy zasadniczej z Resovią w tym sezonie. Oba przegrała 0:3 i w obu wystąpiła w eksperymentalnym ustawieniu. To, co miało miejsce w niedzielę, przebiło jednak sytuację z listopada.
Jesienią do Rzeszowa w ogóle nie przyjechał z zespołem kontuzjowany Daniel Chitigoi i obaj rozgrywający. Bartosz Bednorz co prawda był wtedy w składzie, ale ze względu na problemy zdrowotne w ogóle nie pojawił się na parkiecie, nie w pełni sił był także Davis Smith, który zaliczył tylko epizod. Ówczesny trener Tuomas Sammelvuo poprzesuwał więc wówczas kilku zawodników – na przyjęcie przeszedł Łukasz Kaczmarek, a w jego miejsce na atak przesunięty został Andreas Takvam, nominalny środkowy. Grę zespołu prowadził zaś pozyskany awaryjnie Radosław Gil, który dołączył do zespołu zaledwie trzy dni wcześniej.
On też nie nacieszył się długo niespodziewanymi występami w Zaksie – w połowie stycznia doznał urazu kolana, który wykluczył go z gry do końca sezonu. Na tym pech wicemistrzów Polski się nie kończył. Złamania palca doznał bowiem Aleksander Śliwka, uraz wyeliminował też innego przyjmującego Jakuba Szymańskiego, który – jak Gil – został zatrudniony w trakcie rozgrywek.
Kędzierzynianie siłą rzeczy zaczęli sięgać też po wsparcie z drugoligowej Zaksy Strzelce Opolskie. Już sześć razy w składzie ekstraklasowej drużyny pojawił się Krzysztof Zapłacki. 30-letni przyjmujący, który na co dzień pracuje w Urzędzie Miasta Kędzierzyn-Koźle, w niedzielę rozegrał całe spotkanie. Do tego na chwilę na parkiecie pojawił się wtedy libero tej “drugiej” Zaksy, 20-letni Tomasz Gawron. Ich obecność to efekt choroby Bednorza i drugiego libero Korneliusza Banacha. Z tego samego powodu nieobecny był Łukasz Kaczmarek. W trzecim secie zaś Adam Swaczyna dał nieco odpocząć Marcinowi Januszowi, którego zastąpił pozyskany pod koniec stycznia z Czarnych Radom – wobec poważnych kontuzji Przemysława Stępnia i Gila – Mateusz Biernat.
Od szykowania planów treningowych do debiutu w PlusLidze. “Grzechem byłoby odrzucić taką propozycję”
Ale największe zainteresowanie w niedzielę wzbudził Justin Ziółkowski, który od drugiej partii zmienił Chitigoia. On też grał w klubie ze Strzelców Opolskich, ale do połowy 2021 roku. Zaraz potem został…drugim trenerem przygotowania fizycznego kędzierzynian. W drugim secie meczu z Resovią na pięć prób w ataku miał stuprocentową skuteczność. Ostatecznie występ zakończył z 58-procentową skutecznością przy 12 piłkach.
– To było dla mnie dość emocjonujące przeżycie. Jeszcze trzy dni temu o niczym nie wiedziałem i pisałem normalnie plany treningowe dla chłopaków. Ale pojawiła się taka propozycja i grzechem byłoby ją odrzucić. Zagrałem i mam nadzieję, że się podobało – podsumował w rozmowie ze Sport.pl uśmiechnięty 25-latek.
Dwa i pół roku temu postanowił zakończyć grę w siatkówkę i postawił na fizjoterapię. Jak sam mówi, wpływ na to miały różne czynniki, a głównie miało chodzić o zdrowie. Wcześniej grał także w KS AGH Kraków. Nie kryje, że przed niedzielnym debiutem w PlusLidze miał tremę.
– Nie ma co się oszukiwać. Byłbym głupcem, gdybym powiedział, że jej w ogóle nie było. Ale też był spokój. I to sobie cenię – że jestem w stanie sobie poradzić w takich trudnych momentach – zaznaczył Ziółkowski, który miał 14 procent pozytywnego przyjęcia.
Przed meczem wziął udział w trzech treningach. Wcześniej okazjonalnie zdarzało mu się pomagać w zajęciach wobec braków kadrowych. Zebrał wiele pochwał za ten niedzielny występ. Chwalili go nie tylko koledzy z drużyny i trener, ale także rywale i obserwatorzy meczu. – Sytuacja jest taka, a nie inna. Ale jak członkowie sztabu będą grali tak jak dziś Justin, to nie mam nic przeciwko – rzucił z uśmiechem Janusz.
Swaczyna opowiadał zaś, że chciano zgłosić kolejnego nowego zawodnika do składu, który wciąż jest aktywny, ale nie udało się tego zrobić i dlatego na wszelki wypadek dodano Ziółkowskiego.
– I, niestety, następny mecz już był tym momentem, kiedy musiał wejść na boisko. Zmiennicy, którzy w takich chwilach wchodzą na boisko i czasem mają bardzo trudne zadanie, są w stanie poświęcić się dla zespołu. Justin, na co dzień trener przygotowania fizycznego, a tu wychodzi i gra przed całą halą przeciwko Resovii. Tak samo Krzysztof Zapłacki czy Tomasz Gawron. Dziękuję im za to, że są w stanie się dla nas poświęcić i pomagać – podkreślił w rozmowie ze Sport.pl 34-latek, który niedawno przejął obowiązki głównego trenera po zwolnieniu Sammelvuo.
O wirusie, z powodu którego pauzowali Kaczmarek, Bednorz i Banach, nie chciał szerzej mówić. – Przechodził on z zawodnika na zawodnika. Mam nadzieję, że to już jest koniec tych problemów i chłopaki niedługo wrócą, żebyśmy się mogli skupić na meczu w Ankarze – dodał.
Frustracja i wielka mobilizacja. “Nikt w tej chwili tego nie wie”
Ale na chorobie wymienionej trójki ostatnie kłopoty Zaksy się nie skończyły. Jeszcze w pierwszym secie meczu z Resovią urazu doznał środkowi Dmytro Paszycki i nie wrócił już na parkiet. Po drugiej przegranej partii kędzierzynianie siedzieli na krzesełkach z posępnymi minami. Podchodził wtedy do nich obserwujący spotkanie zza band Śliwka i starał się ich jeszcze dodatkowo zmobilizować. A może bardziej pocieszyć. Po każdym punkcie zdobytym w trzeciej odsłonie występujący w bardzo eksperymentalnym składzie zawodnicy uśmiechali się szeroko. Ale był to trochę uśmiech przez łzy, biorąc pod uwagę ich obecną sytuację.
Efektem kłopotów kadrowych w ostatnich miesiącach było dużo jak na zespół tej klasy co Zaksa przegranych. Pojawiły się pretensje części niezadowolonych kibiców, atmosferze wokół drużyny nie pomogło również wkroczenie Piotra Szpaczka do szatni pod koniec listopada po jednej z zaskakujących porażek. Prezes klubu, według informacji krążących już od jakiegoś czasu w środowisku siatkarskim, miał wtedy skierować zarzuty pod adresem kilku czołowych zawodników.
W styczniu wydawało się, że kryzys tej drużyny mija. Gra wyglądała coraz lepiej, lista pauzujących skróciła się trochę i przyszły cztery ważne zwycięstwa (po dwa w ekstraklasie i LM). Ale w ostatnich dniach nadeszła nowa fala kłopotów. I to już męczy siatkarzy utytułowanego klubu. Emocji związanych z piętrzącymi się problemami nie krył po niedzielnym meczu Erik Shoji.
– Walczyliśmy tyle, ile mieliśmy sił, ale nie wystarczyło to. Nie mamy chwili przerwy od kontuzji i chorób. To bardzo frustrujące. Dziękuję fanom za to, że są wciąż z nami i wspierają nas. Będziemy dalej walczyć – zapewnił we wpisie na portalu X amerykański libero.
– Ktoś wraca na kilka dni. Wydaje się, że będzie wszystko dobrze, a tu znowu problem. Czasem już sobie żartujemy z tego, bo już ręce opadają. Problemy powodują, że chce się pomóc, grać jeszcze lepiej. Na ile to wystarcza, to inna sprawa. Zawsze do końca jest nadzieja, że może koledzy jednak zagrają, nawet bez treningu i odpowiedniego przygotowania, ale to wszystko się nawarstwia. Nie ma co ryzykować zdrowiem w takich momentach, gdy nie są w stanie normalnie funkcjonować. Są rzeczy ważniejsze niż sam wynik jednego meczu – dodał Janusz.
Swaczyna stara się zachować pozytywne nastawienie mimo obecnej sytuacji. – Nie ma co się załamywać i rozpamiętywać tego niedzielnego spotkania. Taka jest sytuacja losowa, takie rzeczy się zdarzają. One są poza naszą kontrolą. Nie powinniśmy się załamywać, bo dalej mamy wiele do ugrania. Trzeba więc patrzeć optymistycznie w przyszłość i skupić się na pracy. Przy odrobinie zdrowia powinno być wszystko dobrze – ocenił.
Z powodu słabszych wyników Zaksa straciła już szansę na piąty z rzędu (w 2020 roku z powodu pandemii nie rozegrano turnieju finałowego) triumf w Pucharze Polski. W PlusLidze po 19 kolejkach, z dziewięcioma zwycięstwami i 10 porażkami na koncie, zajmuje 10. miejsce i przed nią walka o zakwalifikowanie się do ćwierćfinału w fazie play off. Ale wcześniej czeka ją walka o awans do czołowej ósemki w LM. W ubiegłym tygodniu wygrała u siebie pierwszą odsłonę barażu z Halkbankiem Ankara 3:2 i w środę czeka ja rewanż na gorącym tureckim terenie.
– Nie mamy tego komfortu, że wygraliśmy za 3 punkty i na pewno w razie czego mamy na pewno “złotego seta”. Mam nadzieję, że wrócimy do zdrowia. A nawet jak nie, to i tak damy z siebie wszystko – zadeklarował Janusz.
Nadzieję na powrót zawodników, którzy ostatnio chorowali, ma także Swaczyna. Ale od razu zaznaczył, że sytuacja zdrowotna w Zaksie zmienia się tak szybko, że trudno cokolwiek planować z wyprzedzeniem.
– Nie chcę oceniać szans na to, który zawodnik będzie gotowy na następne spotkanie. Ja tego nie wiem i myślę, że nikt w tej chwili tego nie wie – stwierdził po niedzielnym występie.
Ziółkowski, mimo frajdy z niedawnego występu, też wolałby nie musieć notować kolejnego debiutu. Tym razem w LM. – Lepiej niech chłopaki wrócą i pokażą na co ich stać – dodał.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS