Kolejna kolejka, kolejni bohaterowie. Tym razem mogliśmy przebierać szczególnie wśród kozackich występów, więc od razu ostrzegamy, że nie każdy zawodnik z wysoką oceną trafił do naszej jedenastki. Ale takie jest prawo ich układania, nic nie poradzimy. Na pewno jednak zawsze miło jest w tym konkursie zobaczyć nowe twarze.
Dziś będzie ich kilka na czele z 19-letnim Dominikiem Marczukiem, który w Ekstraklasie rozegrał dopiero siódme spotkanie, a już zasłużył na miano największego kozaka weekendu. Jeśli chcecie przeczytać o nim coś więcej, np. jak w ogóle dotarł na najwyższy szczebel, polecamy nasz tekst „Hat-trick asyst jak Szymkowiak. Kim jest Dominik Marczuk?”.
Kozacy. Jagiellonia i Stal ma swoich superbohaterów
Trzech asyst w jednym meczu nie robi się co tydzień. Nawet nie raz na sezon, a i tak dobrze, jakby dało się chociaż raz na kilka lat. To rzadki widok, zdecydowanie rzadszy niż hattricki strzelców, co już samo w sobie zasługuje na wyjątkowe wyróżnienie. Stąd dziewiątka dla piłkarza Jagiellonii, który mocno przyczynił się do zwycięstwa z Radomiakiem. I można powiedzieć, że to kolejne nieoczywiste nazwisko, które zabłysnęło w letnim okresie. Przed sezonem nie powiedzielibyśmy bowiem, że kluczowe trafienia i asysty w większych ilościach będą dorzucać tacy zawodnicy jak Wdowik czy Marczuk, a tu proszę. Razem mają już osiem punktów w klasyfikacji kanadyjskiej i tytuły kozaków na koncie.
M.in. dlatego Jagiellonia jest tak wysoko w tabeli, tuż za liderem. Pomagają oczywiście inni, w tym Jesus Imaz, który zaczął wyglądać lepiej i wreszcie możemy zapatrywać się na częstsze konkrety z jego strony. To samo można powiedzieć o Dieguezie, który debiut miał słaby, ale poza tym daje radę. Generalnie w obecnej Jagiellonii łatwiej się wykazać pojedynczym jednostkom, ponieważ nie zawodzi cały zespół. Trudno powiedzieć, ile to potrwa. Jeszcze nie określamy tej ekipy jako realnego kandydata do zaatakowania miejsc dających puchary, ale na pewno w Białymstoku wszyscy powtarzają jak mantrę „Chwilo, trwaj”.
To samo da się usłyszeć w Śląsku. Piąte zwycięstwo z rzędu to nie byle co, szczególnie że taką serię widzieli wcześniej we Wrocławiu tylko dwa razy. Do takiego stanu rzeczy mocno przyczynił się Burak Ince, młody Turek ściągnięty do klubu latem. W starciu z Puszczą sprytnie wywalczył rzut karny, a także sam strzelił bramkę. To o tyle ważne, że zaliczył wejście smoka z ławki rezerwowych. A patrząc na słabiutki występ Samca-Talara, można zakładać, że prędzej niż później to właśnie Ince zdobędzie miejsce w podstawowym składzie, o ile będzie już w wystarczająco dobrej dyspozycji fizycznej. Ma dryg do gry kombinacyjnej, potrafi zdobywać przestrzeń, nie brakuje mu dobrej techniki użytkowej. Nic, tylko odgruzować i skorzystać z pełnego potencjału.
A jeśli już mowa o potencjale, wydaje się, że absolutnego maksa wyciąga ze swojego zespołu Kamil Kiereś. Po tej kolejce Stal Mielec ma już 12 punktów, mając mniejszą stratę do lidera niż do strefy spadkowej. To całkiem ciekawy obrazek, zwłaszcza że nie spodziewaliśmy się tak dobrego początku mielczan po dużych przetasowaniach między sezonami. Znów jednak ktoś zaskakuje nas pozytywnie, a szczególnie robią to piłkarze ofensywni: Domański, Hinokio i Szkurin. Dwóch z nich załapało się do jedenastki kozaków, co nie znaczy, że inni nie mogli. Maciej Domański strzelił gola i zaliczył dwie asysty, zaś Szkurin skończył mecz z Zagłębiem Lubin z bramką i asystą. Wysoka forma, wysokie zwycięstwo, wysokie noty.
Stal zmiotła Zagłębie, ale znów najgłośniej jest o sędziach
Na takową, choć bez przełożenia na efekt w postaci trzech punktów, zasłużył także Pedro Henrique. Gdy ten transfer doszedł do skutku, pisaliśmy, że to napastnik, który dochodzi do wielu sytuacji, ale ma problem z ich wykończeniem. Gdy w jednym meczu Radomiaka kilka razy obił obramowanie bramki, a w innym nie trafił na pustaka, mieliśmy potwierdzenie, że coś ważnego statystyki nam jednak mówią. Okazało się też, że nie tylko marnuje setki, ale potrafi również regularnie zamieniać je na gole. Ma ich już pięć, po tym jak Jagiellonii załadował dublet. Co ważne, powinien skończyć mecz z hattrickiem, ale sędziowie niesłusznie zabrali mu trafienie zmieniające wynik na 3:3.
Badziewiacy. A na ich czele piłkarze Puszczy rozdający prezenty
Z tego samego Radomiaka wyróżniliśmy także słabiutkie występy Abramowicza i Luizao. O ile ten pierwszy to solidna firma i trzeba traktować to jak wypadek przy pracy, o tyle brazylijski pomocnik od dłuższego czasu daje sygnały, że po prostu nie wyrabia. W tym sezonie właściwie nie rozegrał dobrego spotkania, a mecz z Jagiellonią był pewnym apogeum pod tym względem.
Ale jedenastkę badziewiaków zdominowali piłkarze Puszczy Niepołomice, nie Radomiaka. Właśnie oni, konkretnie Stępień, Jakuba i Zych, maczali palce przy stratach goli. Ten pierwszy dał Śląskowi rzut karny i wyleciał z boiska, a drugi „tylko” jedenastkę. Nie był to dobry dzień dla defensywy beniaminka, choć zapowiadało się, że nie będzie miała większego problemu z dowiezieniem dobrego wyniku. Ale wszystko siadło w końcówce, kiedy pojawiły się indywidualne błędy, a goście skorzystali z prezentów. W sumie można powiedzieć, że Puszcza zrewanżowała się z nawiązką, bo wcześniej Samiec-Talar zagrał piłkę ręką w polu karnym. Cztery gole, trzy z karnych. Dziwny mecz, ale jak najbardziej zasłużone nominacje dla obu stron, bo załapał się przecież jeszcze Zohore, któremu wciąż daleko do udowodnienia, że nie jest piłkarskim trupem.
Cztery powody wygranej Rakowa: fart, szczęście, uśmiech losu, Tejan
Z kolei zaskakująco źle wyglądali piłkarze ofensywni Rakowa. Właściwie wszyscy z ekipy mistrza Polski mieli naprawdę dużo farta, że obronili 1:0 z ŁKS-em. Mało jakości z przodu, dużo strachu w tyłach. A symbolem nieumiejętnej walki o kolejne gole był Bartosz Nowak, naszym zdaniem najsłabszy zawodnik na boisku. Zagubiony i niemal bezużyteczny. A że w Częstochowie dobrych piłkarzy na pozycję najwyżej ustawionego pomocnika nie brakuje, potrafimy sobie wyobrazić, że Nowak straci miejsce w składzie na Ekstraklasę. Ma bramki, pokazał skuteczność w tym sezonie, ale żeby z ŁKS-em być tak beznadziejnym? Trzeba się postarać.
Trzeba się też postarać, żeby stracić cztery gole ze Stalą Mielec, a jednym z piłkarzy, który przyłożył do tego nogę, był Bartosz Kopacz. Co prawda „Miedziowi” zostali skrzywdzeni przez sędziego, bo Nalepa raczej nie powinien wylecieć z boiska za drugą żółtą kartkę, ale całe Zagłębie generalnie w grze obronnej wyglądało słabo. Trudno to zrozumieć, bo raz zasługują na pochwały, by za chwilę totalnie to zepsuć. Co tu dużo mówić, to niestabilny zespół, w którym w trudniejszych momentach zawodzą także liderzy, choć na obecność w badziewiakach po porażce ze Stalą nie mógłby narzekać także Kirkeskov.
Ciekawy jest przypadek obrońców Cracovii. Wyróżniliśmy jednego, Jakuba Jugasa, ale bryndzę z Widzewem zagrali wszyscy stoperzy. My mogliśmy tylko przebierać, kogo tutaj wstawić, a ktoś wylądować musiał, bo Cracovia zaczyna przesadzać ze swoją nijakością. Wiadomo, że czasami brakuje tam polotu i jest to drużyna, która prędzej zanudzi na śmierć niż wzbudzi silne emocje. Ale w tym wszystkim dało się chociaż powiedzieć, że blok obronny „Pasów” jest co najmniej solidny. Nie zawsze, ale na tyle często, że mogliśmy uznawać to za atut. Ale nie tym razem. Znowu zresztą.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
Fot. FotoPyK
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS