A A+ A++

Więcej wiadomości przeczytasz na Gazeta.pl.

W ostatnim czasie w mediach pojawiają się narzekania na wakacje z dziećmi czy z teściami, ale nikt nie zwraca uwagi na to, że najczęściej nieudane wyjazdy to te z przyjaciółmi. Sama w tym roku się o tym przekonałam i najgorszym wrogom nie życzę takiego urlopu. Nie wiem, co przyszło nam do głowy, że po 10 latach spędzania wakacji we dwoje, zaproponowaliśmy zaprzyjaźnionej parze, żeby razem wyjechać do Chorwacji. Problemy zaczęły się już na etapie planowania noclegu. Chociaż wcześniej zaznaczaliśmy, że chcielibyśmy poszukać budżetowej opcji i się na to zgodzili, na wszystkie nasze propozycje kręcili nosem. “A bo tu tylko jedna łazienka, a tam rozkładana kanapa. A w ogóle to fajnie byłoby mieć telewizor z dostępem do Netflixa”. Serio, po to jedziesz na wakacje, żeby oglądać Netflixa? No ale dobra, wyłączyłam się i czekałam, aż sami coś zaproponują. I pewnie czekałabym tak do dnia wyjazdu, bo królewska para nie była skłonna poświęcić na to ani chwili. Kiedy miesiąc przed zapytałam, czy mają na oku jakiś nocleg, ze zdziwieniem stwierdzili: “Myśleliśmy, że już coś zarezerwowaliście”. No pewnie! I jeszcze za was zapłaciliśmy… Ostatecznie z wielką łaską powiedzieli, że niech już będzie, tak jak my chcemy, bo oni nie mają czasu szukać. Ale to jeszcze nic, przy tym, co działo się na wyjeździe!

Plan był prosty: śniadania i kolacje jemy w domu, obiady w restauracjach. Logiczne jest, że zanim zaczniemy kąpać się w morzu i cieszyć słońcem, musimy zrobić zakupy. Nie spodobało im się to, bo oni woleliby zostawić to na później. Zamiast zrelaksować się i już nie mieć zajętej niczym głowy, chcieli najpierw się pluskać, a potem suszyć i jechać wieczorem do sklepu. Kto tak robi?! Znowu to my wyszliśmy na najgorszych. W sklepie uznali, że oni nie jedzą tego, co my, więc, zamiast zrobić jedne duże zakupy i podzielić rachunek na pół, wzięli oddzielny koszyk i oddzielnie wybierali sobie produkty. I wszystko kupili na styk – mieli wyliczone co do sztuki, ile plasterków szynki potrzebują na śniadania przez 5 dni. Okej… ich sprawa. Załatwiliśmy to, wróciliśmy do domu i … no właśnie. Patrzę na swoją koleżankę, a ona wyciąga długopis i podpisuje każdą rzecz, którą wkłada do lodówki. A potem przez cały wyjazd okazywało się, że czegoś im brakuje i czy mogą pożyczyć od nas. Kiedy ja chciałam odrobinę mleka do kawy, powiedziała, że nic mi się nie stanie, jak wypiję czarną kawę, a wracając ze spaceru, będę mogła wejść do sklepu. 

Sprzątanie po posiłkach to oddzielna kwestia. Każdy robił śniadanie sobie, ale umowa była taka, że zmywamy na zmianę. Tylko że w dni, kiedy oni mieli się tym zająć, zawsze było coś ważniejszego. “Tak, tak pozmywam, tylko jeszcze…”. No i oczywiście naczynia stały w zlewie, aż magicznie zniknęły, bo nie mogłam na to patrzeć i to ja brałam się do roboty. Myślicie, że podziękowali? Udawali, że nie ma tematu. 

Z wyborem restauracji też zawsze były problemy. Bo oni nie jedzą ryb, bo nie lubią tego, nie lubią tamtego. Najchętniej zamawialiby kebaby przez cały wyjazd. Ostatecznie się rozdzielaliśmy. I w zasadzie poza tym, że byłam sprzątaczką i organizatorką całego wyjazdu, na tym zabawa się kończyła. Przez cały nasz pobyt mieli focha i zachowywali się zupełnie inaczej niż w Polsce. Kiedy wracaliśmy do domu, zamykali się w pokoju i nie wychodzili do rana. Nie wiem, czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie. Myślę, że przez te wakacje straciliśmy przyjaciół. 

Iza.

***

Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: [email protected]. Najciekawsze listy opublikujemy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZapraszamy na Piknik Zdrowia
Następny artykułJak suplementy diety mogą wspierać nasz organizm?