A A+ A++

W czerwcu ukazał się dodruk albumu ze starymi zdjęciami Janowa Podlaskiego i okolic, którego nakład już dawno się wyczerpał, autorstwa janowianina Romana Petrynika. Z tej okazji poprosiliśmy autora publikacji o rozmowę dla „Podlasianina”.

Jest pan znany w Janowie Podlaskim, jak i w całym powiecie bialskim, jako wielki pasjonat fotografowania. Jak do tego doszło? Jakie były początki?

– Od kiedy pamiętam, zawsze miałem taką wewnętrzną potrzebę utrwalania pewnych rzeczy, zachowywania tego, co bezpowrotnie przemija, odchodzi w przeszłość. Niestety nie umiem malować, nad czym ubolewam. Pozostał mi więc aparat fotograficzny, którym można – równie dobrze jak pędzlem – ratować od zapomnienia, zaginięcia różne miejsca, budowle, krajobrazy. Mój pierwszy aparat to był polski Druh, później Smiena. Za pierwszą wypłatę kupiłem Zenita, później Prakticę, a w końcu nową japońską Minoltę, która razem z zoomem i lampą kosztowała prawie tyle, co maluch.

Pierwsze moje zdjęcia to stare, drewniane chaty i stodoły kryte strzechą. Jeździłem rowerem po okolicznych wioskach i pstrykałem jarmarki, żniwa, sianokosy, młócki, żeby te obrazki utrwalać dla potomności, żeby nie odeszły w niepamięć. Ile ja mam tych słomianych chatek, stodółek! Kiedyś trafiłem do Pojelec, takiej wioski za Sworami, to tam 90 procent chat było ze słomianymi dachami. I jak 1984 albo 1985 roku przyszła trąba powietrzna i wszystko rozniosła, to ten dawny wygląd wsi zachował się tylko na moich fotografiach. Poza tym robiłem zdjęcia różnych pałaców, dworów, elementy wystroju wnętrz, drewniane kościoły, wiatraki, młyny, krzyże, kapliczki, furmanki, krajobrazy itp.

Miał pan nawet w Janowie Podlaskim zakład fotograficzny?

– Tak, na placu Partyzantów, od 1980 do 1991 roku. A później otworzyłem zakład w Białej Podlaskiej, w centrum handlowym Rywal. Po prostu fotografowanie z początku było tylko moją pasją, a z czasem stało się również zawodem. Do tego doszło jeszcze zbieractwo starych zdjęć. Czyli oprócz tego, co sam robiłem, zaczęło mnie interesować, jakie zdjęcia w swoich domowych zbiorach mają ludzie. W niektórych wsiach był taki zwyczaj, że jak człowiek umierał, to wszystkie zdjęcia po nim palono. Raz trafiłem na taki przypadek, że kobieta całą reklamówkę zdjęć chciała pod komin wsadzić. Spytałem, dlaczego to robi, a ona na to: „Przecież oni już nie żyją, większości z nich nawet nie znam, więc komu to potrzebne”. Ale gdy poprosiłem, oddała mi tę reklamówkę ze zdjęciami. I tak się zaczęło to moje zbieranie starych zdjęć i pocztówek.

Gdzie pan je wyszukiwał?

– Najpierw pytałem o nie znajomych i klientów przychodzących do mojego zakładu. Później odwiedzałem różnych ludzi, pożyczałem i kopiowałem zdjęcia, czasem je fotografowałem swoim aparatem. Bo jeśli to były jakieś zdjęcia rodzinne, to nie chciałem zabierać, wystarczała mi reprodukcja. Później zacząłem stare zdjęcia i pocztówki kupować. Najstarszą pocztówkę z Janowa mam z 1905 roku. Wyszukiwałem je na różnego rodzaju aukcjach i giełdach staroci w kraju i za granicą, także na aukcjach internetowych. Pomagał mi w tym kolega Zbyszek Ostapiuk. On z kolei zbierał Białą Podlaską. Całymi godzinami ślęczał na eBayu czy na Allegro i śledził, co nowego, ciekawego się pojawia, więc jak wynajdywał coś z Janowa, to od razu mi mówił, a ja kupowałem.

Na przykład Niemcy w 1915 roku wydali poświęconą dla Janowa całą książeczkę kartek pocztowych, dziesięć sztuk, które żołnierze niemieccy mogli sobie wyrywać z tej książeczki, wypełniać i nadawać z frontu do swoich rodzin w Niemczach. Do dzisiaj te pocztówki pojawiają się na eBayu, sprzedawane przez potomków tamtych żołnierzy. Były opisywane na odwrocie, więc wiadomo na pewno, że to z naszego Janowa. Później z kolei, w czasie drugiej wojny światowej, Niemcy wydali pocztówki z janowską Stadniną Koni: zabudowania, zaprzęgi, konie. Też trochę ich zamieściłem w albumie.

No właśnie. Jak doszło do wydania w 2012 roku pierwszego pańskiego albumu zdjęciowego pt. „Janów Podlaski. Czas zatrzymany w fotografii, tom I, 1875-1945”?

– To był taki naturalny krok w moim dążeniu do – jak już wspomniałem – utrwalania życia codziennego mieszkańców i krajobrazu Janowa Podlaskiego. Zacząłem nad nim pracować jeszcze w latach 90. To była prawdziwie mrówcza, wręcz tytaniczna praca. Z kilku tysięcy zdjęć, jakie mam w swoim archiwum, trzeba było wybrać tylko nieco ponad 200. Bardzo trudny wybór. Z żalem odrzucałem wiele zdjęć. Można było spokojnie jeszcze ze dwa-trzy takiej samej objętości albumy stworzyć z tych zbiorów, które mam.

Takim rarytasem w tym albumie jest portret dziecka z rodziny Walentego Skalskiego, burmistrza miasta Janów Podlaski, pochodzące z 1875 roku. Mam też starsze zdjęcie, bodajże z 1845 albo 1847 roku, ale nie wiem kogo przedstawia, bo nie jest opisane, więc nie umieściłem go w albumie.

Olbrzymim atutem tego albumu – zresztą drugiej części też – są szczegółowe opisy, kto lub co znajduje się na zdjęciu, oraz rok jego wykonania.

– Tak. O ile zdjęcia do albumów wybierałem sam, to przy ich podpisywaniu, czyli rozpoznawaniu ludzi i opisach miejsc, pomagali mi koledzy: Witek Omelaniuk, Piotr Strzałkowski i inni. Jaka to była mozolna praca! Na szczęście, gdy wtedy opisywałem te zdjęcia, to wielu starszych ludzi jeszcze żyło. Oglądając fotografie, rozpoznawali poszczególne osoby, mówili kto jest kto, koło kogo może stać i tak dalej. Teraz bym już tego nie ustalił, bo ci ludzie już nie żyją. Chociaż bardzo dużo mam też takich zdjęć, że nie wiadomo, kto na nich jest. Jeśli było z tyłu podpisane imieniem i nazwiskiem, albo chociaż była data, to już był duży sukces, bo można było zacząć badanie historii tego zdjęcia. Ja na przykład mam dobrą pamięć fotograficzną, to znaczy popatrzę na daną osobę, później na zdjęcie, i widzę, że to może być dziadek tej osoby sprzed wojny. Dużo ludzi sam w ten sposób ustaliłem.

Poza tym założyłem sobie, że zdjęcia ułożone będą chronologicznie, czyli od najstarszych do najmłodszych. Oprócz chronologii, starałem się też, żeby na sąsiadujących ze sobą stronach zdjęcia były dobrane tematycznie. I to wszystko robiłem sam. Po sto razy zmieniałem, modyfikowałem, kombinowałem. Zanim skończyłem, minęło z 9-10 lat.

Trzy lata później, w 2015 roku, ukazał się drugi tom albumu „Janów Podlaski. Czas zatrzymany w fotografii”, obejmujący lata 1946-2012. Z tą publikacją poszło sprawniej?

– Wcale nie. Ja w zasadzie pracowałem nad oboma częściami jednocześnie, stąd może się wydawać, że przygotowanie drugiego tomu zajęło mi mniej czasu. Jeśli chodzi o wybór zdjęć, to był jeszcze trudniejszy. Bo swoich własnych zdjęć mam kilkadziesiąt tysięcy. A znów trzeba było wybrać tylko nieco ponad 250. Na początku, do lat 80., jest to ciąg dalszy zdjęć i pocztówek czarno-białych z pierwszego albumu, które udało mi się w różny sposób pozyskać, natomiast dalej (od lat 70.) są fotografie już mojego autorstwa – czarno-białe, a później kolorowe.

Obie części wydałem w nakładzie 500 egzemplarzy, ale ponieważ pierwszy tom już dawno się wyprzedał, teraz, w czerwcu, zrobiłem dodruk 50 sztuk. Jeszcze trochę ich zostało.

Wiem, że wcześnie zaczął pan robić kolorowe zdjęcia.

– Zawsze pociągały mnie różne nowinki techniczne, więc ten kolor mnie kusił. I jak tylko pojawiła się taka możliwość, przerzuciłem się. Zacząłem w 1984 roku. Pamiętam, że fotografowie z Białej Podlaskiej przyjeżdżali wtedy do mnie i pytali, jak to się robi, jak się do tego zabrać. Nie było wtedy żadnych japońskich Kodaków czy innych Fuji, pracowało się na niemieckich filmach Orwo.

W Janowie miał wtedy też zakład dużo starszy ode mnie Jan Borzemój, ale on nie robił odbitek kolorowych. Wysyłał do zakładu Foton w Bydgoszczy większą partię negatywów, i za 2-3 tygodnie przychodziły gotowe odbitki. Ja robiłem od ręki, na miejscu, więc o wiele szybciej. I niestety pan Jan nie wytrzymał konkurencji i musiał zamknąć interes. Ale nie byliśmy wrogami, czasami mu coś pomagałem, na pewno to była zdrowa konkurencja. Część jego zdjęć zamieściłem w drugim tomie „Czasu zatrzymanego…”. Zakład fotograficzny Borzemója był pierwszy w Janowie. To znaczy po wojnie był jeszcze niejaki Czobociński fotografem, ale niewiele o nim wiem. Z kolei przed wojną Żydzi byli fotografami. A w czasie wojny, jak już mówiłem, bardzo dużo zdjęć robili Niemcy – i zamku, i stadniny, i różnych widoków.

Sporo trafiało mi się zdjęć podpisanych „Janów”, ale to wcale nie był nasz Janów. Bo jest i Janów Poleski, i Janów w powiecie częstochowskim. Podobne ulice, podobne domy, trudno było rozszyfrować, czy to nasz Janów. Na jednej pocztówce był janowski kirkut – piękne macewy na wzgórku, niby wszystko pasowało, tak jak u nas, ale coś mi tło nie grało. I po długich analizach i konsultacjach okazało się, że na sto procent jest to Janów Poleski. Jakbym wstawił to zdjęcie do książki, to pewnie nikt nigdy by nie doszedł, że to inny Janów, nie nasz.

A propos kirkutu, Niemcy w czasie drugiej wojny, gdy front się zbliżał, wywieźli te płyty nagrobne z piaskowca za Janów, w stronę parku, i utwardzili nimi łąkę pod lądowisko dla samolotów. Generał miał swój bunkier w parku, zresztą do tej pory on tam jest – oczywiście bunkier, a nie generał. A okoliczni ludzie rozbierali później to lotnisko i robili z macew koła do ostrzenia kos i noży, takie na korbę, chłodzone wodą. Pojedyncze macewy nawet gdzieś tam u kogoś ocalały. Trzymają je w domach, zamiast oddać na kirkut, żeby leżały na swoim miejscu. Mama mi opowiadała, że na tym cmentarzu żydowskim były nagrobki jeszcze z 1600 roku. W Janowie Żydzi stanowili prawie połowę mieszkańców, a przed pierwszą wojną światową jeszcze więcej. Sklepów żydowskich było 99 procent. Jak Polak otworzył sklep, to Żydzi tak obniżali ceny, aż doprowadzili do bankructwa i człowiek musiał się zamykać.

Kolejne dwie pozycje wydał pan przy współpracy z kolegami. Najpierw, w 2015 roku, ukazała się książka „Strażnicy kościoła św. Jana Chrzciciela w Janowie Podlaskim”, przygotowana z Piotrem Koryckim, a w 2017 roku – „Opowieści o dawnym Janowie”, której współautorem jest Piotr Strzałkowski. To już inny rodzaj publikacji niż poprzednie albumy.

– Tak, to już nie są albumy zdjęciowe, ale książki wspomnieniowo-historyczne, napisane przez Piotra Koryckiego z Warszawy i Piotra Strzałkowskiego wywodzącego się z Janowa Podlaskiego, do których ja dobrałem ze swoich przepastnych zbiorów odpowiednie ilustracje. No i ja byłem ich inicjatorem, a także znalazłem sponsorów na wydanie. Przy pierwszej z książek pomógł Kazimierz Mikołajczak z PPH Mika w Janowie Podlaskim, a przy drugiej – Władysław Grochowski z Grupy Arche, właściciel Zamku Biskupiego w Janowie Podlaskim.

„Strażnicy kościoła św. Jana Chrzciciela w Janowie Podlaskim” to pogłębiona historia tytułowego kościoła i parafii janowskiej, a przy okazji skrócone dzieje Janowa i okolic. Książeczkę wydaliśmy w nakładzie 200 egzemplarzy i dziś jest już „białym krukiem”, dostępnym tylko w bibliotece. Piotr Korycki napisał tekst, a ja zadbałem o zdjęcia, ich opisy i opracowałem cały układ graficzny.

Co innego „Opowieści o dawnym Janowie”. Ze zdjęciami, które robiłem bądź pozyskiwałem, wiązały się różne historie – nawiązywały się rozmowy, opowieści o dawnych czasach i ludziach. Dziś wielu tych moich rozmówców nie żyje, zaciera się pamięć. Ale w mojej głowie pozostały te stare historie. Coś trzeba było z nimi zrobić, zachować je, przekazać, niech żyją dalej… Stąd nasza z Piotrem Strzałkowskim decyzja, inspiracja i początek pracy: spróbować zapisać te opowieści, skonfrontować je – o ile to możliwe – z innymi źródłami. Poszukać innych historii, czasem ze starych dokumentów, czasem z rozmów z osobami tu mieszkającymi. Tak zaczęła powstawać nasza wspólna opowieść o Janowie. Ja opowiadałem zdjęciami i towarzyszącymi im historiami, a Piotr – tekstem. Powstał taki nasz osobisty przewodnik i wielogłos opisujący dawny Janów.

Ostatnim, piątym pańskim wydawnictwem (2010 r.) jest reprint „Monografii Janowa Podlaskiego”, napisanej w 1934 roku przez Jana Caruka, burmistrza miasta Janów Podlaski w latach 1930-1934. 

Oryginalna monografia kupiona za 200 zł na giełdzie staroci w Warszawie

– To jedyna jak dotąd monografia Janowa Podlaskiego, aż prosi się o napisanie aktualnej, tylko nie ma komu się tego podjąć. Wspomniana monografia Caruka to mała, 60-stronicowa książeczka, zresztą zawierająca sporo błędów merytorycznych. Ale mimo to ma wielką wartość historyczną. Prawdopodobnie Caruk nie wydał jej dużo, dlatego po tych prawie 90 latach jest już praktycznie nie do zdobycia. Czasem pojawi się w jakimś antykwariacie, ale mocno zniszczona czy z niekompletnymi stronami. Mnie udało się raz trafić na giełdzie staroci w Warszawie na idealny wręcz egzemplarz, w ogóle niezniszczony. Kupiłem go za 200 zł i postanowiłem wydać jako reprint. Niczym się nie różni od oryginału, pozwoliłem sobie tylko na dodanie mojego logo – inicjałów graficznych „RP”, którymi sygnuję niektóre wydawnictwa. Co ciekawe, mimo wydania tej monografii, Jan Caruk w tym samym roku, 1934, przegrał wybory i nie został burmistrzem na kolejną kadencję.

Mając tak olbrzymie archiwum fotograficzne dokumentujące nasz region, aż żal byłoby nie wykorzystać go w następnych publikacjach. Co pan teraz planuje wydać?

– No tak, mam w sumie kilkadziesiąt tysięcy zdjęć. Te kolorowe są posegregowane na lata, miesiące, poopisywane tematycznie, dlatego łatwo coś znaleźć. Na przykład mam temat „Malowa Góra”, i tam jest wszystko z Malowej Góry. W Białej Podlaskiej też bardzo dużo zdjęć robiłem. Gorzej jest z tymi starymi fotografiami, na negatywach – usystematyzowanie ich to praca na lata. Może kiedyś jakieś muzeum się tym zajmie. Ja swego czasu dużo inwestowałem i z niektórych negatywów robiłem papierowe odbitki. Więc część tych zdjęć mam w takiej formie, też podzielonych tematycznie, na przykład: krzyże, kapliczki, chaty.

Czas ucieka z każdą sekundą. To, co uwiecznisz aparatem, za chwilę już jest historią, już się nie powtórzy. Teraz wszyscy mają aparaty w telefonach, ale już nikt nie zrobi takich zdjęć, które mi się udało, bo tamten czas przeminął. Mam na przykład pomysł, i mnóstwo do tego materiałów, żeby wydać album „Janowska nekropolia”. Tam było i jest bardzo dużo było starych, ładnych nagrobków.  No i nie każdy wie, że tam pochowani są rodzice i siostra znanego polskiego aktora Wacława Kowalskiego, znanego choćby z filmu „Sami swoi”, a który mieszkał w pobliskim Gnojnie.

Można by też wydać album ze starymi, janowskimi chatami, których 80 procent dzisiaj już nie ma. Poza tym na oddzielną publikację zasługują kapliczki i krzyże przydrożne, ścieżka turystyczna itd. Takich pomysłów jest dużo. Gorzej z realizacją, bo trudno znaleźć wydawcę czy choćby sponsora – koszty druku bardzo mocno teraz wzrosły – a i ja sam podupadłem ostatnio na zdrowiu i ciężko jest mi się zająć przygotowaniem takich albumów. Dlatego jestem otwarty na każdą pomoc. Powoli już też zaczynam się martwić, co się stanie z tym moim archiwum po mojej śmierci. Nie mam komu tego przekazać. Może przygarnie to jakaś biblioteka?

Przy okazji dodam, że w czerwcu ukazało się wznowienie albumu „Stadnina koni w Janowie Podlaskim dawniej i dziś”, z fotografiami mojego autorstwa. Bardzo ładne wydawnictwo. Wydałem też swego czasu dużo pocztówek, między innymi z Janowem Podlaskim, Konstantynowem, Leśną Podlaską, Rokitnem, Neplami, Dokudowem, Witulinem.

Tak na marginesie dodam, że zostałem jednym z dwunastu bohaterów książki „Podlasiacy” (2021) Piotra Strzałkowskiego, mojego przyjaciela. Opowiadamy tam o sobie i o sprawach, którymi się zajmujemy, a także o przeszłości tych terenów. Polecam lekturę.

rozmawiał Jacek Korwin


Książki „Janów Podlaski. Czas zatrzymany w fotografii” tom I i II, „Opowieści o dawnym Janowie”, „Stadnina koni w Janowie Podlaskim dawniej i dziś” i „Podlasiacy” można kupić w:

• Zamku Biskupim w Janowie Podlaskim,

• restauracji Bałałajka w Stadninie Koni,

• sklepie z pamiątkami w centrum Janowa przy ulicy Piłsudskiego 1b,

• Gminnej Bibliotece Publicznej przy ul. 1 Maja 13.


Roman Petrynik (66 lat) urodził się 6 lutego 1957 roku w Janowie Podlaskim, gdzie spędził również lata dziecięce i młodzieńcze. W latach 1964-1975 był uczniem janowskich szkół. Od 1980 do 1990 roku prowadził tutaj zakład fotograficzny. Fotografowanie jest nie tylko jego zawodem, ale i pasją, z którą od lat 70. XX wieku utrwala życie rodzinnego miasteczka i Południowego Podlasia. Ze szczególnym pietyzmem ocala od zapomnienia zabytki architektury wiejskiej – pałace, dwory, chaty oraz elementy wystroju wnętrz. Trasy jego wędrówek wiodą do starych podlaskich kościołów, cerkwi, kapliczek i cmentarzy różnych wyznań. Interesuje się ginącymi śladami kultur narodów zamieszkujących niegdyś jego małą Ojczyznę. Przedmiotem jego poszukiwań są nie tylko motywy fotograficzne, ale także historia Janowa Podlaskiego i powiatu bialskiego oraz zawiłe losy ludzi osiadłych na tych terenach. Poznaje potomków Unitów Podlaskich, Tatarów, Olędrów. Nieobca mu jest znajomość historii społeczności żydowskiej, żyjącej niegdyś na ziemi podlaskiej. Gromadzone od wielu lat zbiory Romana Petrynika ciągle uzupełniane są o kolejne zdjęcia, dokumenty i eksponaty, które pozwalają uchronić od zapomnienia zanikające zawody, obrzędy i zwyczaje. Autor spisuje również lokalne opowieści, ciekawostki i legendy. Od wielu lat współpracuje z lokalną prasą i wydawnictwami, prezentując część swoich zbiorów i fotografii.

Między innymi spotkać możemy jego fotografie w takich publikacjach, jak: „Kult św. Wiktora w Kościele Kolegiackim w Janowie Podlaskim” (2000) Wiktora Kapłana, „Neple i okolice” (2001) ks. Zdzisława Oziembło, „Gmina Biała Podlaska – tradycja a współczesność” (2004), „Narodowo Radykalni” (2004) Mariusza Bechty, „Historia szkół średnich w Janowie Podlaskim 1945-2005” (2005) Jarosława Dubisza, „Młyny wietrzne w powiecie bialskim” (2005) Renaty Maj, „Spacer po Janowie Podlaskim 1465-2005″ (2005) Stowarzyszenia Przyjaciół Janowa, „Janów Podlaski – Wawel Podlasia” (2001) ks. Tadeusza Lewczuka czy też „Stosunki wyznaniowe w Polsce…” (2010) Andrzeja Tłomackiego.

Roman Petrynik należy do Stowarzyszenia Przyjaciół Janowa Podlaskiego. Zamierza wydać w formie kilku cykli tematycznych wszystko to, co udało mu się wykonać i zgromadzić od lat 70. ubiegłego wieku. Niestrudzony kronikarz w dalszym ciągu przemierza swoją małą Ojczyznę w poszukiwaniu śladów minionego czasu…

Wiktor Omelaniuk

(notka biograficzna pochodzi z albumu „Janów Podlaski. Czas zatrzymany w fotografii, tom II, 1946-2012”)

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKOMPLETNIE PIJANY MIESZKANIEC MORĄGA PŁYWAŁ PO JEZIORZE NA ROWERZE WODNYM
Następny artykułTragiczny wypadek w Kalinowicach. Zginęła 20-letnia pasażerka