A A+ A++

Trzy dni po agresji Rosji na Ukrainę kanclerz Scholz wygłosił w Bundestagu przemówienie, które zaraz potem niemiecka propaganda zaczęła określać mianem przełomowego, a nawet historycznego. Chodzi o wystąpienie określane mianem Zeitenwende, w którym szef rządu niemieckiego zapowiedział gruntowną zmianę w niemieckiej polityce zagranicznej i w zakresie bezpieczeństwa, czego dowodem miało być zwiększenie wydatków na zbrojenia do poziomu 2 % PKB i stworzenie specjalnego funduszu, wartego 100 mld euro, na modernizację sprzętową Bundeswehry.

Deklaracje Scholza a realia

Minął rok i można poczynić pierwsze próby oceny, które z głośnych obietnic udało się Scholzowi w tym czasie zrealizować.

Nie ulega wątpliwości, że politycy w Berlinie są z siebie bardzo zadowoleni. Niemiecki kanclerz występując na niedawnej konferencji w Monachium pozycjonował swój kraj wręcz na pozycji lidera w Europie, jeśli chodzi o zmiany w zakresie obronności. A jakie są realia?

Najdobitniej obecną sytuację scharakteryzował Matt Karnitschning, niemiecki korespondent portalu Politico, który napisał, że po roku od ogłoszenia Zeitenwende „stało się jasne, że najlepszym sposobem na opisanie popularnego sloganu Scholza jest dosadny amerykanizm: bullshit”.

W jego opinii niemiecki kanclerz trzy dni po rozpoczęciu agresji wygłaszał swe deklaracje, spodziewając się, że Kijów zaraz upadnie, co oznaczałoby, że rosyjskie czołgi stanęłyby na granicy z Polską. Ale kiedy okazało się, iż ten scenariusz nie jest realny, powrócił do swej tradycyjnej polityki kunktatorstwa, uników i powstrzymywania się od działania, jednocześnie krzycząc na cały świat, jak bardzo Niemcy mają zamiar się angażować.

Do tej pory, w opinii Karnitschinga, Berlin na modernizację „wydał” 30 mld euro, choć w tym wypadku należałoby raczej napisać „rozdysponował”, bo rzeczywisty wydatek nastąpi, kiedy zamówiony sprzęt dotrze do Bundeswehry, a do tego jeszcze dość daleko.

Co więcej, nie podjęto decyzji o żadnych nowych zakupach, te 30 mld to środki przeznaczone m.in. na akwizycję (13 mld) amerykańskich F-35 o czym dyskutowano już lata przed słynnym przemówieniem Scholza na temat Zeitenende.

Nie „Zeitenwende”, ale „Zeitlupe”

Amerykański dziennikarz podziela opinię wyrażoną przez Markusa Södera, premiera Bawarii z konserwatywnej CSU, który powiedział niedawno, że zamiast o Zeitenwende lepszym określeniem polityki Scholza w zakresie bezpieczeństwa byłoby Zeitlupe, czyli w wolnym tłumaczeniu „działanie w zwolnionym tempie”.

Karnitsching pisze też (a jest to pogląd, jak się wydaje, coraz popularniejszy w amerykańskich mediach), że Niemcy najwyraźniej nie traktują Stanów Zjednoczonych w kategoriach godnego zaufania sojusznika i dlatego są głusi na wezwania płynące z Waszyngtonu, aby Berlin zwiększył swe wydatki na bezpieczeństwo.

Powołuje się przy tym na jeden z ostatnich sondaży opinii publicznej w Republice Federalnej, który ujawnił, że jedynie 46 proc. Niemców jest zdania, iż Stany Zjednoczone to „niezawodny” sojusznik. Jak gorzko konstatuje, „prawie osiem dekad chronienia Niemców przez Amerykę przed Rosją nie wystarczyło, by przekonać większość z nich, że Stany Zjednoczone są ich przyjaciółmi” i dodaje przy tym, przeciwstawiając Niemcom przykład Polski, że „Waszyngton powoli zaczyna budzić się i rozumieć, że niemiecka Zeitenwende to miraż”.

Opracowania niemieckich analityków

Kwestii zaawansowania programu modernizacji Bundeswehry sporo uwagi poświęcają też analitycy niemieccy. Pisze o tym obszernie na łamach Internationale Politik Quarterly Aylin Matlé, analityczka DGAP, jednego z głównych niemieckich think tanków.

Jej zdaniem, opisując zaawansowanie projektu Zeitenwende po roku od jego ogłoszenia, trzeba zwrócić uwagę na następujące sprawy.

Po pierwsze: proces plasowania zamówień na sprzęt wojskowy dla niemieckich sił zbrojnych jest niezwykle powolny. Jak pisze Matle: „Jeśli przeanalizować procesy, które nastąpiły po ogłoszeniu specjalnego funduszu dla niemieckich sił zbrojnych, staje się jasne, jak wolno Niemcy posuwają się do przodu”.

Dopiero w połowie grudnia przedłożono specjalnej komisji w Bundestagu, która w świetle obowiązującego prawa musi akceptować wszystkie zakupy dla o wartości powyżej 25 mln euro, kontrakty na zamówienia. Przy czym – i to jest druga podnoszona przez nią kwestia – 100 mld euro funduszu modernizacyjnego ma pomóc Niemcom wywiązać się z obietnicy zwiększenia wydatków na zbrojenia do poziomu 2 % PKB. Nie jest to żaden „ekstra fundusz” na niezbędne wydatki związane z odnowieniem sprzętowym.

Co więcej, jak zauważa: „Niemcy nie zamierzają na stałe zwiększać swojego budżetu obronnego, aby wypełnić swoje wieloletnie zobowiązanie wobec Sojuszu. W obecnym średniookresowym planie finansowym wydatki na wojsko są zamrożone na poziomie 50,1 mld euro. Nawet z pieniędzmi pochodzącymi ze specjalnego funduszu Niemcy nie osiągną celu 2 proc. do 2024 i 2025 roku”.

A zatem, jeśli wydatki na zakup sprzętu finansowane ze 100 mld funduszu będą się opóźniały, to w obliczu faktu zamrożenia niemieckiego budżetu wojskowego i wysokiej inflacji będziemy w kolejnych latach obserwować nie wzrost nakładów, ale realne ich zmniejszenie.

Już obecnie, jak zauważył na początku lutego minister Boris Pistorius, fundusz na modernizację Bundeswehry właśnie z powodu inflacji realnie zmniejszył się o 13 mld euro i dzisiaj jest to nie 100 a 87 mld. Jak argumentuje Matle, specjalna rządowa agencja federalna odpowiadająca za zakupy dla wojska jest skrępowana przez biurokrację, przewlekłe procedury oraz nieżyciowe prawo o zamówieniach publicznych. Nigdy nie działała szybko, nie umie tego, a na dodatek ma 1300 wakatów personalnych, co stanowi 10 proc. jej zatrudnienia (notabene, można na tej podstawie zrozumieć, z jak nieruchawym i zbiurokratyzowanym molochem mamy do czynienia).

Co prawda, jak zauważa analityczka DGAP, pewne zmiany w prawodawstwie w ostatnich miesiącach poczyniono, ale są one zdecydowanie niewystarczające. Choć 20 proc. funduszu modernizacyjnego może być wydatkowane „z wolnej ręki”, to rząd nie ma zamiaru rezygnować z premiowania rodzimych producentów, a ci mają ograniczone możliwości.

W innym raporcie opublikowanym przez German Economic Institute pada stwierdzenie, że „Żaden kraj europejski – nawet Niemcy ze swoim rozwiniętym przemysłem obronnym – nie ma własnego kompleksowego portfolio zdolności w zakresie technologii produkcji obronnej w systemach lotniczych, lądowych, okrętach wojennych i cyberobronie”.

Zamrożenie” przemysłu obronnego

W efekcie polityki cięć budżetowych na wojsko realizowanej w Europie również po 2014 roku, mamy do czynienia z sytuacją, iż obecne możliwości przemysłu obronnego w skali całego kontynentu, w obliczu braku zamówień i kurczenia się eksportu, są mocno ograniczone, a nawet można mówić o ich „zamrożeniu”.

Dla przykładu, niemiecki Rheinmetall, największy koncern zbrojeniowy w Republice Federalnej, jest dopiero siódmym pod względem wielkości producentem w Europie.

Matle w swym artykule zwraca też uwagę na fakt, iż sojusznicy Niemiec z NATO zaczynają obecnie traktować poziom wydatków na bezpieczeństwo wynoszący 2 proc. PKB bardziej jako punkt startowy, a nie pułap, do osiągnięcia którego trzeba dążyć jeszcze przez kilka lat. Przytacza też wypowiedź Evy Högl, Federalnego Komisarza ds. Sił Zbrojnych, która niedawno powiedziała publicznie: „Nie zbieram co prawda żadnych własnych danych, ale słyszę od ekspertów i żołnierzy, że potrzeba 300 miliardów euro, aby dokonać znaczących zmian w Bundeswehrze. Nie wydaje mi się to dziwne”.

Poważne braki kadrowe

Osobnym problemem są braki kadrowe w niemieckich siłach zbrojnych, które od lat utrzymują się na względnie stałym poziomie deficytu ok. 20 tys. żołnierzy i oficerów.

To właśnie z tego powodu analityk Fundacji Adenauera napisał niedawno, że ukompletowanie i odpowiednie wyposażenie przez Bundeswehrę jednej brygady, która docelowo ma w ramach tzw. wysuniętej obecności (choć stacjonując w Niemczech) bronić Litwy, jest niezwykle trudne, a stworzenie kolejnych trzech, które mają wejść w skład 300 tys. NATO-wskich sił o podwyższonej gotowości „jest nadludzkim wysiłkiem”.

O niemieckim Zeitenwende pisze też Roderick Kefferpütz, analityk Atlantic Council. Zwraca on uwagę na fakt, iż w świetle obecnych deklaracji i polityki rządu Scholza, która polega na zamrożeniu wydatków wojskowych przewidzianych w corocznych budżetach i „dogonienia” pułapu 2 proc. wydatkami z funduszu modernizacyjnego, jeśli środki te zostaną wydane, to w roku 2027, znów nakłady niemieckie na obronność spadną i to do kompromitująco niskiego poziomu 1,2 proc. PKB.

Jak zauważa: „Aby naprawdę zmodernizować swoje wojsko, Berlin potrzebuje długoterminowej polityki. Jednak w przeciwieństwie do Japonii, która zamierza zwiększyć wydatki na obronę poprzez wzrost podatków, Niemcy nie mają strukturalnego rozwiązania pomagającego trwale zwiększyć budżet obronny. Bez tego specjalny fundusz obronny jest jedynie iskrą w ciemnościach”. Co więcej, jak argumentuje, samo zwiększenie wydatków na obronność, nawet jeśliby ta polityka Berlina była wiarygodną, nie wystarczy.

„Jeśli Zeitenwende ma być – argumentuje ekspert Atlantic Council – zmianą strukturalną i mentalną w niemieckiej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, to powinna dotyczyć czegoś więcej niż tylko przywrócenia armii do sprawności. Musi zawierać propozycje strukturalne dotyczące wzmocnienia niemieckich służb wywiadowczych, zdolności cybernetycznych i odporności na zagrożenia hybrydowe. Jednak do tej pory niewiele uwagi poświęcono tym aspektom”.

Polityka wobec Chin jak ta wobec Moskwy?

Podobnie jak Matle, Kefferpütz krytykuje Berlin za opóźnienia w publikacji Narodowej Strategii Bezpieczeństwa i zwraca uwagę na jeszcze jedną sprawę. Otóż, jego zdaniem, polityka Scholza wobec Chin przypomina realizowaną przez Berlin do niedawna politykę wobec Moskwy.

Jej fundamentem było przekonanie, że relacje handlowe ucywilizują despotów i w związku z tym uczynią świat bezpieczniejszym.

Wydaje się jednak, że w tym wypadku to analityk Atlantic Council ulega złudzeniu i nie bierze pod uwagę realnych interesów niemieckiego przemysłu, który kształtuje politykę zagraniczną Berlina. Niezależnie od tego, wyrażana przezeń opinia jest coraz powszechniejsza w amerykańskich kręgach eksperckich, które dostrzegają, iż między Berlinem a Waszyngtonem pogłębiają się różnice zdań w kwestii polityki wobec Chin. Te różnice nie oznaczają podziału ani tym bardziej zerwania, ale rosnącą irytację polityką Berlina, co daje się zauważyć w Waszyngtonie, której dał upust w swym artykule Matt Karnitschning.

Będzie to ograniczało swobodę amerykańskiej polityki wobec Niemiec, a Polsce da pewne możliwości manewru, tak długo jak Amerykanie, zgodnie z rzeczywistością będą uważać, że póki co Zeitenwende to bullshit.

CZYTAJ TAKŻE: Nadeszła refleksja? Niemiecki minister obrony przyspiesza dostawy uzbrojenia i domaga się zwiększenia budżetu sił zbrojnych

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułThe Mandalorian (2019) – opinia po 2 odcinkach 3 sezonu serialu [Disney]. Udany powrót Dina Djarina
Następny artykułWładysław Kosiniak-Kamysz w Elektrowni (zdjęcia)