Nie milkną echa plebiscytu na Sportowca Roku 2022 organizowanego przez “Przegląd Sportowy”. Zwyciężyła w nim Iga Świątek, drugie miejsce zajął Bartosz Zmarzlik, a trzeci był Robert Lewandowski. Najwięcej dyskusji wywołały jednak słowa Pawła Fajdka. Młociarz zajął dziewiąte miejsce, mimo że w zeszłym roku zdobył już piąty tytuł mistrza świata. – Chyba muszę przestać wygrywać, bo im więcej zdobywam tytułów, tym niższe miejsce zajmuję – z ironią rzucił Fajdek podczas odbierania nagrody.
Ostatnie, 26. miejsce w plebiscycie zajęła chodziarka Katarzyna Zdziebło. I to pomimo tego, że w ostatnich 12 miesiącach sięgnęła dwukrotnie po wicemistrzostwo świata, wicemistrzostwo Europy i brązowy medal drużynowych mistrzostw świata. Rozmawiamy z naszą multimedalistką o jej emocjach po plebiscycie, sukcesach i trudach związanych z karierą.
Dominik Senkowski: W weekend miała pani okazję być pierwszy raz na Balu Mistrzów Sportu z okazji Plebiscytu Sportowca Roku 2022. Jak wrażenia?
Katarzyna Zdziebło: Czerwony dywan, elegancki wystrój – było niesamowicie. Czułam się wyjątkowo. Skorzystałam z okazji i zaprosiłam moich rodziców, by pokazać im świat sportu. Mogłam spotkać gwiazdy, zobaczyć imprezę, którą jako małe dziecko oglądałam z babcią w telewizji. Wspominam to bardzo miło. Rzadko mamy takie okazje w trakcie sezonu.
Z jednej strony głosowało na panią ponad 21 tysięcy osób…
– Śmieję się, bo ostatnia byłam, prawda?
Tak. Jest pani rozczarowana? W ostatnim sezonie zdobyła pani cztery medale: dwa srebra na mistrzostwach świata w Eugene (20 i 35 km), srebro na mistrzostwach Europy w Monachium (20 km) oraz brąz na drużynowych mistrzostwach świata w Omanie (35 km).
– Po pierwsze: cieszę się, że w ogóle znalazłam się w gronie nominowanych. Po drugie: mam świadomość swoich sukcesów, ale jednocześnie jestem też świadoma tego, że nie jestem osobą medialną. Nie mam rozwiniętych profili w mediach społecznościowych. Nie miałam nigdy na to czasu. Chód nie jest medialną dyscypliną sportową, a moja osobowość raczej też temu nie sprzyjała. Uczyłam się i pracowałam, to było moim celem. Instagrama miałam zwykle dla celów prywatnych.
Nie dzieliłam się swoim światem sportowym, a to kibice głosują w tym plebiscycie. Chód nie jest rozgrywany tak często, jak mecze piłki nożnej czy zimą skoki narciarskie. Po moich sukcesach dostałam zaproszenie do Orlen Team, ale wcześniej, przed tymi medalami, moimi głównymi sponsorami byli rodzice, moje miejsce pracy, czyli szpital oraz prezydent miasta Mielca.
Nie mogła pani liczyć na wsparcie związku lekkoatletycznego?
– Na igrzyskach w Tokio zajęłam 10. miejsce, a stypendia olimpijskie przyznawane są do ósmej lokaty. Dostawałam pieniądze, ale nie były to kwoty, które pozwalały na odpowiednie przygotowanie. Myślę, że gdybym nie zdobyła w zeszłym roku tych wszystkich medali, to stanęłabym przed trudną decyzją: czy trenować dalej, czy nie porzucić tego sportu.
Polscy lekkoatleci zdobyli w zeszłym roku sporo medali, najwyżej z nich był młociarz, mistrz świata Paweł Fajdek, który jednak nie krył rozczarowania z dziewiątego miejsca. Jak pani podchodzi do jego słów?
– Paweł powiedział to, co myślał. Ja się z nim zgadzam. Też czuję się niedoceniona w tym momencie. Mogę tak powiedzieć – mam dwa tytuły wicemistrzowskie na świecie i jeden w Europie, do tego brąz drużynowych mistrzostw świata… Trochę jest mi przykro, że nie znalazłam się w pierwszej “10”. Jednak to kibice głosowali, to ich decyzja.
Szanuję Pawła, bo myślę, że powiedział to, co większość lekkoatletów chciałaby powiedzieć. Faktycznie w tym roku było tak, że większość z nas znalazła się na końcu plebiscytu. Widzę po tych wynikach, że to nie jest wymierne w stosunku do naszych osiągnięć. Trzeba jednak zachować spokój, bo co możemy zrobić więcej jako sportowcy? Może też zbyt wielu nas było w tym roku w plebiscycie i kibice lekkoatletyczni tak się podzielili głosami?
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś moje osiągnięcia pozwolą mi być na tym balu. I wytrzymać do jajecznicy o 6 rano. W tym roku wyszłam o czwartej, bo byłam już wymęczona. Sporo było tych emocji.
Jak wyglądają pani przygotowania do nowego sezonu?
– Właśnie doleciałam do Portugalii. To nasze pierwsze zgrupowanie w tym roku. Stamtąd udamy się na drugie zgrupowanie do Hiszpanii. I tam odbędzie się pierwszy start kontrolny. Po miesiącu za granicą wrócimy do hal, a potem krótki odpoczynek i wyjeżdżamy na zgrupowanie wysokogórskie do RPA.
Z Afryki przyjedziemy do kraju na mistrzostwa Polski na 35 km, które odbędą się w Dudince na Słowacji. To będą zawody w ramach touru organizowanego przez World Athletics. Chciałabym sprawdzić, jak mój organizm będzie reagował po powrocie z gór. Nie miałam dotychczas zbyt wiele doświadczenia w zgrupowaniach wysokogórskich. To najbliższe będzie dopiero moim trzecim w życiu, a pierwszym w zimie.
Planuję w tym roku więcej startów, chcę się mierzyć ze światową czołówką. W zeszłym roku nie startowałam tak wiele, a mimo to w klasyfikacji chodziarskiego touru znalazłam się na czwartym miejscu. Fajnie jest chodzić z najlepszymi, uczyć się od nich. Można opracowywać lepszą taktykę, zbierać doświadczenie. To wszystko można wykorzystać na zawodach docelowych, być wtedy bardziej pewnym siebie. W tym sezonie zawodowy docelowe to sierpniowe mistrzostwa świata w Budapeszcie.
Ma pani medale najważniejszych imprez sportowych, a jednocześnie podkreśla, że chce się uczyć od czołówki. Czyli dotychczasowe sukcesy to bardziej efekt pracy w roli samouka?
– Można tak powiedzieć. Wcześniej nie było tych startów zbyt wiele. Startowałam tylko na krajowym podwórku. Wielkie imprezy mistrzowskie to była jedyna okazja, by sprawdzić swoje umiejętności na arenie międzynarodowej. Nie mam też zbyt wielu treningów za sobą na dużych wysokościach, a wydawałoby się, że jeśli chodzi o wytrzymałość to tylko góry, góry i góry. Jednak np. w poprzednim sezonie nie byłam w górach ani razu.
Wszystkiego się uczę. Cały czas szukam swojej idealnej drogi. Od niedawna współpracuję z nowym trenerem Robertem Korzeniowskim. Szukamy dziś nowych rozwiązań, stąd pomysł na góry i częstsze starty. Wszystko po to, by kolejny sezon zaplanować idealnie przed igrzyskami w Paryżu. Trener Korzeniowski ma bardzo duże doświadczenie, którym dzieli się ze mną.
Jak z perspektywy czasu patrzy pani na swoje zeszłoroczne sukcesy? Była pani nimi zaskoczona czy spodziewała się ich?
– Najbardziej podekscytowana byłam chyba w marcu po drużynowych mistrzostwach świata w chodzie sportowym w Omanie. Zdobyłam wtedy brązowy medal na 35 km. To mi pokazało, że jestem już na dobrym poziomie. Wiedziałam, ile włożyłam pracy w treningi, ale miałam też różne problemy zdrowotne. Wyszłam z tego obronną ręką.
Pamiętam, że gdy wchodziłam na metę mistrzostw, nie wiedziałam, co się dzieje. Płakałam ze szczęścia. Dochodziło do mnie, że mogę robić takie rzeczy – byłam przecież rok wcześniej 10. na igrzyskach w Tokio.
Wiem, że do niedawna łączyła pani naukę ze sportem. Jak to możliwe?
– Teraz jestem już sportowcem 24 godziny na dobę. Mogę się skupić wyłącznie na rywalizacji i treningach. Studia medyczne i egzaminy wypadły w roku olimpijskim. W poprzednim sezonie odbywałam zaś staż lekarski, który zakończyłam 4 listopada.
Niektóre kursy były online, a ja byłam wtedy na zgrupowaniach. Korzystałam też z urlopów. Najcięższe przedmioty jak interna czy medycyna wewnętrzna brałam na samym początku podczas roztrenowania, gdy mogłam odpocząć od sportu i skupić się bardziej na medycynie. Z kolei łączenie studiów z chodem to była kwestia logistyki, organizacji czasu. Wykorzystywałam wszystkie wolne chwile od nauki, planowałam treningi zgodnie z planem zajęć, ich natężenie i jakość.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS