Anna Johnston z Nowego Jorku wraca do rodzinnych korzeni. Dzieje się tak za sprawą filmu, który przybliża historię jej rodziny, głównie mamy Izabeli Sabiny Lutostańskiej, od blisko 30 lat mieszkającej w Stanach Zjednoczonych. Zdjęcia do krótkometrażowego filmu „Podlasie” są realizowane głównie w Rutkach-Kossakach, rodzinnej miejscowości rodziny Lutostańskich. W filmie bierze udział Tomasz Bogdan Rynkowski z Teatru Lalki i Aktora w Łomży, a asystentką Anny Johnston i osobą odpowiedzialną za produkcję jest łomżynianka Anna Adamiak.
Anna Johnston jest studentką Syracuse University, gdzie kształci się nie tylko jako reżyserka, ale też operatorka obrazu. Jej filmowe zainteresowania są bardzo szerokie, ale od jakiegoś czasu zaczęła intensywnie zgłębiać tematy rodzinne, uznając, że to świetny materiał na krótki metraż.
– To już mój drugi film dotyczący tego tematu, bo pierwszy opowiadał o mojej babci i jej pierogach – mówi Anna Johnston. – Ten zainspirowała postać mojego wujka, ale to nie jest tak, że robię tylko filmy o rodzinie, po prostu na ten moment te tematy najbardziej mnie interesują. Jest to również dla mnie ciekawe z tego powodu, że w filmach fabularnych wszystko jest często wymyślone, a rodzinne tematy są oparte na faktach, do tego są bardzo skomplikowane. Datego pomyślałam, że opowieść o moje rodzinie byłaby to super historia.
Stąd pomysł na krótkometrażowy film „Podlasie”, rodzinną opowieść z akcją osadzoną w Rutkach-Kossakach i tytułem może niezbyt precyzyjnym, ale idealnym dla angielskiej wersji, gdzie zwrot pod lasem można przetłumaczyć jako „Under the Forest”.
– Ania wysłała maila do Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych, w której również jestem, ponieważ pracuję w firmie MX35 Camera Rental – mówi Anna Adamiak, do tego studentka Uniwersytetu Warszawskiego oraz Warszawskiej Szkoły Filmowej. – Ten pomysł został więc przekierowany do mnie, również dlatego, że pochodzę z Łomży, tak więc uznano, że będzie mi to łatwiej zorganizować, a do tego ta produkcja wywoła we mnie jakieś emocje. Projekt mi się spodobał, skontaktowałyśmy się z Anią online i zaczęłyśmy współpracować.
Geneza filmu ma szerszy kontekst, ponieważ wszystko zaczęło się od pierwszej wizyty Anny Johnston w miejscowości, z której wywodzą się jej bliscy, w dodatku była to okazja bardzo ważna.
– Po raz pierwszy przyjechałam tu z mamą w roku 2017, żeby pochować prochy dziadka w rodzinnym grobie w Rutkach-Kossakach – wspomina Anna Johnston. – Przyjechaliśmy tu z moim wujkiem, już nieżyjącym, który zawsze był człowiekiem bardzo głośnym, ale kiedy przyjechaliśmy do Rutek z prochami jego brata, przyszła do niego cisza, sposób jego zachowania zmienił się kompletnie. Chciał jak najszybciej wracać do Szczecina, żeby ten moment jak najszybciej się skończył, bo było to dla niego bardzo trudne przeżycie. Dla mnie było to równie ciężkie, ale też ciekawe, bo zorientowałam się, że ludzie różnie przeżywają takie chwile, kiedy ktoś umiera; wtedy najpełniej dociera do nich fakt, że oni kiedyś też odejdą, bo koniec ich życia jest bliższy czy dalszy, ale kiedyś zawsze nastąpi, bo życie nie jest na zawsze. Wtedy właśnie przyszedł mi do głowy pomysł na ten scenariusz i na główną postać, opartą na postaci mojej mamy.
Izabela Sabina Lutostańska studiowała w Polsce medycynę, ale w roku 1993 zdecydowała się na emigrację. Wyjechała wtedy do Stanów Zjednoczonych i tam już została, podejmując pracę i układając sobie życie. Polska pozostała jednak bliska jej sercu: kultywowała rodzime zwyczaje, nie zapomniając też o ojczystym języku.
– Zawsze kiedy rozmawiamy, jest to dla niej trudny temat – opowiada Anna Johnston. – Mama jest wielką patriotką, a Polska jest dla niej bardzo ważna, mnie również nauczyła języka polskiego. Dlatego pomyślałam, że na podstawie jej życia można stworzyć ciekawą postać i do tego prawdziwą, bo łatwiej jest pisać o kimś, kogo się zna. Mama na początku nie chciała, żebym opowiadała jej historię, twierdziła, że nie jest aktorką czy jakąś gwiazdą, że jej domeną zawsze było prawdziwe życie. Zgodziła się jednak, ponieważ wie, że jest to ważna historia, nie tylko w kontekście naszej rodziny, ale również samej miejscowości i generalnie natury. Było bowiem tak, że kiedy pisałam ten scenariusz dużo myślałam o naturze, o tym, jak wpływa ona w tym miejscu na ludzi, żyjących z przyrodą w symbiozie. Byłam tu w lecie i mieszkałam w Rutkach przez 10 dni, czując ogromną więź z naturą, widząc, że ludzie i przyroda stanowią ze sobą jedność, nie mogą bez siebie istnieć. Traktują ją również inaczej niż w dużym mieście, tak bardzo naturalnie i spokojnie, można nawet powiedzieć, że jest to wręcz jak religia, bo kiedy jest odpowiedni czas można pójść do lasu, pływać w rzece czy pracować w polu – są to bardzo ważne, spirytualne elementy.
Walory takiej niewielkiej, otoczonej przyrodą miejscowości, można docenić szczególnie z perspektywy życia w wielkim mieście-molochu – tym bardziej, że Ziemia jest obecnie na skraju realnej zagłady, co jest szczególnie widoczne dla młodych ludzi, przywiązujących coraz większą wagę do niezwykle ważnych kwestii ekologiczno-klimatycznych.
– Wydaje mi się, że temat podejścia do natury jest teraz niezwykle ważny, bo klimat się zmienia, co możemy bez trudu zaobserwować – dziś jest 4 stycznia, a śniegu nie ma i jest bardzo ciepło – podkreśla Anna Johnston. – Musimy więc zacząć rozmawiać o klimacie, a taka rodzinna opowieść jest dobrym pretekstem do ukazania relacji człowieka z przyrodą, tej wspomnianej symbiozy, nawet jeśli w pośredniej formie, ale ten film ma jednak dużo momentów gdzie „nature rules”.
Poprzedzone próbami online zdjęcia i nagrania są realizowane w Rutkach-Kossakach, Łomży i Kleczkowie. Film będzie trwać 15-20 minut, dopełnią go ujęcia dokumentalne nakręcone w plenerze. Na ekranie zobaczymy doświadczonego aktora Jacka Łukaszewskiego oraz młodą, obiecującą aktorkę Anielę Płudowską, artystów związanych z Krakowem, a w kilku scenach lektorem będzie Tomasz Bogdan Rynkowski z Teatru Lalki i Aktora w Łomży, który wcieli się w dziadka Anny Johnston. Są już plany pokazania „Podlasia” w łomżyńskiej Hali Kultury, w której nagrano partie Tomasza Bogdana Rynkowskiego.
– Film na pewno będzie skończony w następnym roku – zapowiada Anna Johnston. – Kręci się szybko, bo trwa to cztery dni, ale później dochodzi jeszcze dobranie muzyki, zrobienie korekcji barw, przygotowanie promocji czy rozliczenie wszystkiego, tak więc to wszystko trwa – dodaje Anna Adamiak. – Rozmawiałyśmy już z panem Sławkiem Śledziewskim o pokazaniu filmu w Hali Kultury, z udziałem członków ekipy zaangażowanej w jego powstanie i liczymy, że uda się ten pomysł zrealizować.
Wojciech Chamryk
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS