W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” komendant główny Policji, gen. insp. Jarosław Szymczyk wytłumaczył wszystkie wątpliwością związane z niedawnymi wydarzeniami w komendzie.
12 grudnia na Ukrainie komendant uczestniczył w dwóch spotkaniach. Po obydwu dawano sobie upominki. Od strony polskie był go po prostu zestaw gadżetów: portfel, długopis, wizytownik i butelkę polskiego alkoholu.
Strona ukraińska przekazała tubę po granatniku. Szef KGP wyjaśnił, że Ukraińcy zapewniali go, że gadżet „jest tubą zużytą, pustą, bezpieczną, przerobioną na głośnik, z którego można korzystać przez Bluetooth”. Dodał, że podobny prezent otrzymał również na drugim spotkaniu. Przyznał, że rzeczy te nie były zgłaszane na granicy, gdyż uznano, że były to dwie puste tuby po granatnikach.
– Kiedy przyjechałem 14 grudnia rano do pracy, leżały na zapleczu, przy gabinecie, płasko na podłodze, utrudniając przejście. Zdjąłem płaszcz i chciałem je przestawić. Złapałem tubę granatnika w dolnej części, lekko się pochyliłem i podniosłem ją do pionu. Kiedy ją postawiłem, to nastąpiła potężna eksplozja. Mnie ogłuszyło, słyszałem jeden wielki pisk i świst w uszach – relacjonował.
Jak wiadomo szef policji trafił do szpitala. Doznał skaleczeń i zadrapań, ale na szczęście nie były to poważne obrażenia. Stracił też słuch bezpośrednio po wybuchu. Były podejrzenia, że uszkodzenia mogą być trwałe, ale po kilku godzinach słuch wrócił.
Do szpitala został również przewieziony cywilny pracownik komendy, któremu strop spadł na głowę. Na szczęście obyło się bez poważnych obrażeń.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS