A A+ A++

Dziś mija 75. rocznica bezprawnego „procesu” przedstawicieli Polskiego Państwa Podziemnego nazwanego „procesem szesnastu”.

W styczniu 1945 roku dzięki podstępowi udało się Rosjanom pojmać 16 przedstawicieli polskich władz podziemnych i reprezentantów podziemnego życia politycznego, a pośród nich ostatniego komendanta głównego Armii Krajowej – generała Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” oraz Delegata Rządu na Kraj – Jana Jankowskiego.

Armia Czerwona i NKWD wiedziały, że członkowie polskich krajowych władz znajdują się gdzieś pod Warszawą. Udało się do nich dotrzeć dzięki oficerom niewielkiej Polskiej Armii Ludowej (nie mylić z komunistyczną Armią Ludową), która została zinfiltrowana przez NKWD. Przekazali oni wieść, że Rosjanie chcą jakoby negocjować w celu likwidacji dwuwładzy i zawarcia jakiegoś kompromisu. Delegat Jankowski wiązał z tym nadzieje, natomiast generał Okulicki był sceptyczny, domyślając się, że to pułapka. Rada Jedności Narodowej – podziemny parlament – także miała wątpliwości.

Wstępne rozmowy odbyły się w willi w Pruszkowie z udziałem pułkownika Konstantina Pimienowa ze strony radzieckiej. Z polskiej strony byli delegat Jankowski, generał Okulicki, przewodniczący RJN Kazimierz Pużak, oraz ministrowie Delegatury – Adam Bień, Stanisław Jasiukowicz i Antoni Pajdak. Nie przyniosły one jakichś konkluzji. Pimienow zapewniał o dobrej woli i wypytywał rozmówców o ich opinie na różne tematy polityczne, w końcu zaś zaproponował rozmowy z szerszym gronem, w którym miało uczestniczyć szesnastu członków władz podziemnych, zaś ze strony radzieckiej przełożony Pimienowa, niejaki generał Iwanow (w rzeczywistości Sierow). Dla wykazania, że to nie podstęp, z Pimienowem i „Iwanowem” mieli się początkowo spotkać tylko Jankowski, Okulicki, Pużak i Józef Stemler-Dąbski, i dopiero później Jankowski miał przyjechać i przywieźć pozostałych. Tak się jednak nie stało. Jankowski się nie zjawił. Wysłano wobec tego Antoniego Pajdaka. Zastał on tylko samego Stemlera-Dąbskiego, który powiedział mu, że towarzyszący mu zostali zabrani na rozmowy z marszałkiem Gieorgijem Żukowem i by czekający pojechali do Włoch (miasto pod Warszawą, obecnie jej dzielnica). Polscy politycy uczynili to. Zostali załadowani do samolotu. Zorientowali się, że zostali porwani dopiero na pokładzie, podobno po zobaczeniu przez okno dużej rzeki (według jednej wersji Wisły, według innej Bugu), która była już na wschód od ówczesnej kwatery głównodowodzącego Armią Czerwoną.

Pierwotny plan zakładał zgładzenie pasażerów przez zaaranżowanie wypadku lotniczego. Gdy samolot dolatywał już do Moskwy, wydano nieoczekiwanie zakaz lądowania. Benzyny samolot miał niewiele. Do katastrofy nie doszło, bo radziecki pilot nie był wtajemniczony w plan i nie chciał ginąć razem z Polakami, dlatego podjął udaną próbę awaryjnego lądowania w polu. Oczywiście pasażerowie zostali aresztowani.

Zrezygnowano z zabicia ich. Stalin miał nowy pomysł. Wytoczono im pokazowy proces. Było to czyste bezprawie, bo Związek Radziecki nie miał prawa sądzić przedstawicieli polskich władz.

Aresztowanie „szesnastu” praktycznie sparaliżowało Delegaturę Rządu na Kraj i Radę Jedności Narodowej. To był początek końca Polskiego Państwa Podziemnego. Wprawdzie udało się wyznaczyć nowego Delegata, którym został Stefan Korboński ze Stronnictwa Ludowego, ale jego pozycja była słaba, a kierowana przez niego struktura kadłubowa. Wszystko się rozprzęgało wobec terroru komunistycznego oraz braku wielu dotąd aktywnych działaczy.

Do „procesu szesnastu” doszło w czerwcu 1945 roku. Rozpoczął się on 18 VI 1945 roku, zakończył się 3 dni później – 21 VI 1945 roku. Nieprzypadkowa była korelacja tego procesu ze powołaniem właśnie wtedy t. zw. Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (TRJN), czyli komunistycznego rządu, do którego dołączono w charakterze „listka figowego” kilku ludowców związanym ze Stanisławem Mikołajczykiem, w tym także samego Mikołajczyka jako wicepremiera. To pozwoliło mocarstwom zachodnim wmówić sobie, że komuniści „podzielili się władzą” i zaniechać nacisków w sprawie Polski, przede wszystkim zaś cofnąć uznanie polskiemu emigracyjnemu rządowi Tomasza Arciszewskiego oraz uznać TRJN.

Stalin chciał dopełnić triumfu przez oficjalne potępienie polskich patriotów i stworzonego przez nich w czasie II wojny światowej Polskiego Państwa Podziemnego oraz uznanie podległości Polski ZSRR. Temu miał służyć „proces”.Była to akcja propagandowa skierowana nie tylko w stronę Polaków, ale całego świata, mająca „udowodnić” rzekomą „nielegalność” polskich władz. Wiaczesław Mołotow oficjalnie poinformował świat na pierwszym posiedzeniu Organizacji Narodów Zjednoczonych 4 maja 1945 roku, że szykowany jest proces przeciwko przedstawicielom polskich władz, którzy zostaną oskarżeni o „dywersję”.

Na ławie oskarżonych zasiedli: generał Leopold Okulicki – ostatni komendant Armii Krajowej, Jan Stanisław Jankowski – Delegat Rządu na Kraj (przedłużenie rządu emigracyjnego w kraju), Kazimierz Pużak – przewodniczący Rady Jedności Narodowej (podziemna namiastka parlamentu), jego zastępca Kazimierz Bagiński, Stanisław Jasiukowicz i Adam Bień – ministrowie-członkowie Delegatury, Józef Stemler-Dąbski – pracownik Delegatury, a także członkowie RJN: Józef Chaciński (przewodniczący Stronnictwa Pracy) , Eugeniusz Czarnowski, Stanisław Michałowski, Kazimierz Kobylański, Stanisław Mierzwa, Zbigniew Stypułkowski, Franciszek Urbański i Aleksander Zwierzyński. Antoni Pajdak ze względu na ciężką chorobę nie był obecny na sali, ale też był „sądzony”.

Warte odnotowania jest, iż nie było to uderzenie w jakiś konkretny nurt polityczny w Polsce, ale w jakikolwiek polski patriotyzm. „Szesnastu” wywodziło się z różnych ugrupowań: Chaciński i Urbański byli ze Stronnictwa Pracy (pierwszy z nich był prezesem tej partii), Jasiukowicz, Zwierzyński, Kobylański i Stypułkowski ze Stronnictwa Narodowego (drugi z wymienionych też był prezesem swojej partii), Pużak i Pajdak – z Polskiej Partii Socjalistycznej, Bień, Bagiński i Mierzwa – ze Stronnictwa Ludowego, Czarnowski i Michałowski – ze Zjednoczenia Narodowego.

Przewodniczącym Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR był generał Wasilij Ulrych, uczestniczący już w procesach pokazowych w latach 30., a komplecie sądzącym był też Generalny Prokurator Wojskowy, generał Nikołaj Afansajew.

W akcie oskarżenia arbitralnie stwierdzono „nielegalność” Armii Krajowej, Delegatury Rządu na Kraj i Rady Jedności Narodowej. Wykreowano obraz rzekomych „zbrodni” tych organizacji: spisków, aktów terroru, dywersji antyradzieckiej oraz… utrzymywania wywiadu i łączności radiowej. To ostatnie było wykorzystywane przeciw oskarżonym, którzy przyznawali się, bo rzeczywiście Polskie Państwo Podziemne miało swój wywiad i łączność radiową.

W trakcie procesu przesłuchano też niektórych złamanych torturami świadków będących żołnierzami i oficerami AK, którzy mówili to, co im kazano. Recytowali fantastyczne zeznania obciążające generała Okulickiego i całą AK o akty sabotażu na tyłach Armii Czerwonej oraz… współpracę z Niemcami. Zeznania o takiej treści złożył też jeden z „szesnastu” – Franciszek Urbański, na którym wymuszono to niedawaniem insuliny, którą potrzebował jako cukrzyk.

Wprawdzie podsądni nie byli torturowani (poza Urbańskim), ale wywierano na nich silny nacisk psychiczny. Nie ugięli się jednak i bronili swych racji. Generał Okulicki z oburzeniem odrzucał oskarżenia o kontakty z Niemcami.

W mowie oskarżycielskiej prokurator Afansajew przedstawił stalinowską wersję historii Polski, pełną inwektyw i kłamstw. Oczywiście bezprawny wyrok skazujący był przesądzony. Generał Leopold Okulicki został skazany na 10 lat więzienia, Jan Stanisław Jankowski – 8 lat, Antoni Pajdak – 5 lat więzienia oraz 5 lat zesłania na Syberię, Adam Bień i Stanisław Jasiukowicz – po 5 lat więzienia, Kazimierz Pużak – 5 lat, Kazimierz Bagiński – 1 rok, Aleksander Zwierzyński – 8 miesięcy, Eugeniusz Czarnowski – 6 miesięcy, Józef Chaciński, Stanisław Mierzwa, Zbigniew Stypułkowski i Franciszek Urbański – na 4 miesiące z zaliczeniem aresztu na poczet kary. Kazimierz Kobylański, Stanisław Michałowski i Józef Stemler-Dąbski zostali uniewinnieni. Jak na stalinowskie warunki były to bardzo niskie wyroki. Nie było żadnego wyroku śmierci. Przyczyną owej względnej łagodności było to, iż był to proces przeznaczony dla zachodniej opinii publicznej i polityków. Mieli oni pogrążyć się w samozadowoleniu i uznać, że nie ma co protestować, skoro nikt nie zostanie stracony. Zresztą dla Leopolda Okulickiego faktycznie to był wyrok śmierci. Półtora roku później został zamordowany w więzieniu. Prawdopodobnie taki sam los spotkał Jana Stanisława Jankowskiego. Według oficjalnej wersji zmarł w 1953 roku, 2 tygodnie przed końcem wyroku. Zapewne też został zabity.

Z pozostałych sądzonych jeszcze Stanisław Jasiukowicz nigdy nie odzyskał wolności. Zmarł rok później w więzieniu na chorobę serca.

Pozostali odzyskali wolność. Kazimierz Pużak nie cieszył się nią długo, bo zaraz po powrocie do kraju został ponownie aresztowany, już przez miejscowych komunistów, i po nowym pokazowym procesie skazany na wieloletnie więzienie, w którym zmarł.

Podobny los spotkał Kazimierza Kobylańskiego, który został aresztowany w 1947 roku i więziony do 1954 roku. Zmarł w 1978 roku.

Różnie układały się losy pozostałych. Większość z nich została zmuszona do emigracji na Zachód. Ostatnim żyjącym był Adam Bień, który zmarł w 1998 roku.

„Proces szesnastu” był czystym bezprawiem sprzecznym z prawem międzynarodowym oraz dowodem zniewolenia Polski. Był też oznaką akceptacji tego zniewolenia. Stał się jednym z jego symboli.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOtwieranie mostu przed zbudowaniem. Andrzej Duda będzie mówić o inwestycjach zamiast o LGBT?
Następny artykułZagospodarowanie Parku Kopernika coraz bliżej