A A+ A++

To jest ten moment, drodzy parafianie, w którym robi się naprawdę poważnie – oczywiście jeśli przyjmiemy, że premier Morawiecki oraz jego ministrowie zrealizują swoje zapowiedzi. Wśród nowych propozycji zaostrzenia przepisów szczególnie jedna uderzy w motocyklistów – zatrzymywanie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h również poza terenem zabudowanym. Słusznie, czy za ostro?

Na niedawnej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki mówił o planach wprowadzenia w przyszłym roku kilku istotnych zmian w przepisach, wśród których znalazło się m.in. kontrowersyjne przyznanie pierwszeństwa pieszym jeszcze przed przejściem oraz obniżenia nocnego limitu w zabudowanym z 60 do 50 km/h. Z punktu widzenia polskich motocyklistów najważniejsza jest jednak trzecia zaproponowana zmiana – prawo jazdy ma być zatrzymywane za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h także poza terenem zabudowanym.

NAS Analytics TAG

Historyczny moment

Jeśli zrobimy osobisty rachunek sumienia oraz weźmiemy pod uwagę styl jazdy naszych znajomych i nieznajomych, mijanych na trasie motocyklistów, ten przepis może być prawdziwym “game changerem” w sytuacji na polskich drogach. Pamiętam ile kontrowersji i przepychanek było w czasie wprowadzania poprzedniej wersji, ograniczonej tylko do terenu zabudowanego. Wielu z nas niedostatecznie szybko dostosowało się do nowych realiów i straciło prawo jazdy na 3 miesiące. Po kilku latach pogodziliśmy się jednak z rzeczywistością i teraz, choć mało kto trzyma się sztywnej pięćdziesiątki, to komandosów prujących ponad setką przez miasta i wioski wyraźnie ubyło. 

Moim zdaniem tamta zmiana nie była jednak tak drastyczna, jak ta, która ma nadejść. Za samoograniczeniem w terenie zabudowanym u wielu z nas już wcześniej przemawiał bowiem zwykły strach lub zdrowy rozsądek – wybierzcie jedno albo oba na raz. Przejścia dla pieszych, skrzyżowania, chodniki, dzieci czy nawet biegające zwierzęta domowe, to wszystko studziło zapał większości w podobnym stopniu, jak wizja utraty prawka. W końcu na motocyklu łatwo o kuku, nawet jeśli masz pierwszeństwo. Miejsko-wiejskie limity odbijaliśmy sobie jednak poza terenem zabudowanym, gdzie nawet za dwukrotne przekroczenie ustawowej dziewięćdziesiątki groził co najwyżej mandat i punkty. 

Liczby nie kłamią

Propozycja premiera Morawieckiego, jeśli wejdzie w życie, może stać się zapalnikiem, który odpali sporą bombę w środowisku polskich motocyklistów. Spójrzmy tylko na liczby. Aby na 3 miesiące stracić prawo jazdy, czyli w praktyce zmarnować sobie sezon, będzie wystarczyła jazda z prędkością 141 km/h na zwykłej drodze poza obszarem zabudowanym. Dla wielu z nas to przecież normalna prędkość podróżna, kiedy warunki wydają się dobre, nie jedziemy przez las, nie ma pieszych i rowerzystów, a ruch aut jest niewielki. Dodajmy do tego ograniczenia, np. do 60-70 km/h, które często pozostają nawet niezauważone. 110-120 km/h i po prawku, jeśli akurat spotkamy ekipę z laserową suszarką. Tak samo na autostradzie – nie dobijemy już do 200 km/h myśląc tylko o ewentualnym ubytku z kieszeni.

Nie tylko kaskaderzy

Te dane nie dotyczą tylko tych motocyklistów, którzy na drogach publicznych próbują jazdy sportowej. Równie dobrze w tych widełkach mogą znaleźć się turyści, którym zdarza się mocniej odkręcić, a także osoby dojeżdżające do pracy, które myśląc już o spotkaniach i obowiązkach mogą np. nie zauważyć ograniczenia do 60. Nie spodziewam się, że w dzień wejścia nowego prawa nagle zadziała efekt zachodniej i południowej granicy, po przekroczeniu której polscy kierowcy błyskawicznie pokornieją i jadą zgodnie z przepisami. Pierwsze tygodnie i miesiące obowiązywania nowych zasad mogą być u nas prawdziwym pogromem. 

Do tej pory i tak wielu motocyklistów narzekało na policjantów i przepisy, lecz w mojej ocenie w rzeczywistości mieliśmy prawdziwą plażę. Stosunkowo mała liczba patroli, niskie mandaty, brak większych konsekwencji. Teraz możemy dobić do europejskiej średniej – rząd zapowiedział już znaczną podwyżkę mandatów, nawet do 1,5-2 tysięcy zł. Do tego rzeczona utrata prawka za 50+ poza miastem. To będzie wymagało sporej zmiany w nas samych, dotychczasowe uważanie na “setkę” w zabudowanym nie wystarczy. 

Przesada czy konieczność?

Pojawią się oczywiście głosy, że nowe przepisy to po prostu kolejna metoda na wyciśnięcie waluty z kierowców, i tak już mocno przyciśniętych przez miłościwie nam panujących. Ja mogę mówić tylko za siebie, ponieważ nawet w naszej niewielkiej redakcji jesteśmy w tym temacie mocno podzieleni. Moim zdaniem ta nowelizacja jest w aktualnej sytuacji na polskich drogach po prostu bardzo potrzebna. Nawet nie ze względu na “w tyle mających” motocyklistów, których w skali kraju jest tak naprawdę garstka. 

Problemem są auta, ich duża i wciąż zwiększająca się ilość oraz ich niedouczeni, fatalni kierowcy. Po prostu żeby zacząć jakiekolwiek zmiany na lepsze w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego, musimy zacząć od prędkości, nie da się inaczej. Cała Polska musi zwolnić – dopiero wtedy w statystykach zacznie działać poprawiona infrastruktura czy odblaski u pieszych. Ciężko przy tym oczekiwać specjalnych przepisów dla motocyklistów, jestesmy niejako “podpięci” pod auta, które są w miażdżącej większości. 

Czy w pełni popierając kaganiec na 50+ również poza zabudowanym, wypowiadam się przeciwko polskim motocyklistom? W mojej ocenie, absolutnie nie. Coraz większa liczba kierowców to świadomi użytkownicy dróg i swoich maszyn, dla których maneta w opór i “jakoś to będzie” nie są już wyznacznikiem motocyklowej wolności. Moim zdaniem wciąż da się zbierać całą masę przyjemności z jazdy bez drastycznego przekraczania limitów prędkości. 

Jednocześnie przy obecnej gęstości ruchu, ilości aut, autobusów i ciężarówek, zwyczajnie nie da się już jeździć tak, jak 10 czy 20 lat temu, ten styl to po prostu odroczony wyrok. Skill samego motocyklisty nie ma tu większego znaczenia, ponieważ w takim otoczeniu decydują za nas inni. Ile w ciągu ostatniego sezonu widzieliście w pobliżu własnego motocykla manewrów innych kierowców, o których nigdy byście nie pomyśleli, że tak można, mając zdrową głowę? Ja akurat całą masę. Zapas 50 km/h od dozwolonej prędkości to naprawdę sporo i nawet psiocząc na nieuzasadnione ograniczenia, słabo dostosowane do warunków na drodze, ciężko usprawiedliwić przekroczenie tego limitu. 

Pod prąd tradycji

Uważam, że po początkowym buncie przyzwyczaimy się i nowe przepisy wszystkim nam wyjdą na dobre. Czy jest to myślenie “antymotocyklowe”? Oceńcie sobie sami, dla mnie nie ma to akurat większego znaczenia, nie czuję się mniej motocyklistą nie otwierając gazu aż do odcięcia zapłonu. Co więcej, takich kierowców jest znacznie więcej, nie błyszczą jednak zazwyczaj dziarskimi komentarzami. Moim zdaniem nowe przepisy w tym kształcie to wyraz dojrzewania jako społeczeństwo, również motocyklowe. Radosna, wschodnioeuropejska bańka pozornego szczęścia, okupiona masą przydrożnych krzyży musiała się kiedyś skończyć. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzetrwały eksplozję bomby atomowej. Teraz zostaną wyburzone
Następny artykułCo po wpłacie ponad 15 tys. zł na niewłaściwe konto